Rada wciąż jeszcze kontynuuje zliczanie i sprawdzanie podpisów, których liczba może wzrosnąć. Aby przyszłe referendum doprowadziło do przerwania kadencji prezydenta Chaveza, przeciwko niemu musiałoby głosować więcej obywateli niż oddało na niego głos w ostatnich wyborach w 2000 roku, to jest ponad 3,76 mln osób.
Już teraz wiadomo, że decyzja o zwołaniu referendum oznacza miesiące niepokojów i zamieszek, co podobnie jak przed rokiem może mieć poważne międzynarodowe reperkusje gospodarcze. Wenezuela jest ważnym członkiem OPEC i czołowym dostawcą ropy na największy na świecie rynek USA, stanowiący jedną czwartą całego rynku światowego. Zakłócenia w dostawach ropy wenezuelskiej mogą pogłębić obecny, głęboki kryzys na światowym rynku ropy.
Reagując na obwieszczenie Rady Chavez oświadczył, że gotów jest postawić się pod osąd obywateli wyrażony w referendum i wyraził przekonanie, że je wygra. "Jesteśmy gotowi stanąć do prezydenckiego referendum" - stwierdził w oświadczeniu transmitowanym przez rozgłośnie radiowe z pałacu prezydenckiego w stolicy kraju Caracas.
Wielu zwolenników lewicowego, populistycznego prezydenta ponowiło jednak swe wcześniejsze oskarżenia, iż w trakcie opozycyjnej kampanii na rzecz referendum prezydenckiego doszło do fałszerstw. Ponad 200 stronników prezydenta demonstrowało w czwartek wieczorem pod siedzibą Narodowej Rady Wyborczej. Inni blokowali ulice i malowali na autobusach sprayami hasła "Mówimy +nie+ fałszerstwom".
Z grupy zwolenników prezydenta padły nawet strzały w kierunku siedziby burmistrza Caracas Alfredo Peny, głównego przeciwnika politycznego prezydenta i jego rządu, a także budynków mieszczących redakcje nieprzyjaznych Chavezowi mediów.
em, pap