Ferment europejski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kanclerz Gerhard Schroeder rozpoczął właśnie kampanię przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi w Niemczech. Jego zapowiedzi stworzenia europejskiego "twardego jądra" nie należy traktować poważnie.
Gdyby bowiem szóstka krajów-założycieli wspólnoty europejskiej mogła działać samodzielnie, nigdy nie przyjęłaby w swoje szeregi 19 innych krajów. One dobrze wiedzą, że zamknięcie się we własnym gronie to skazanie się na powolną śmierć. Dlatego rozszerzenia stały się tak istotnym elementem europejskiej polityki.

Królem tegorocznego polowania jest Grupa Wyszehradzka, która rok temu wstąpiła do UE. To ona zasiała ferment w Europie, zmusiła Europejczyków do zastanowienia się nad przyszłością kontynentu. To dlatego frekwencja w referendach we Francji i Holandii oscylowała w okolicach 70 proc. - tyle osób nie bierze udziału nawet w wyborach krajowych.

Stara Piętnastka nie zrozumiała jeszcze konsekwencji niedawnego rozszerzenia, dlatego wolała zamknąć się we własnych granicach - stąd odrzucenie eurokonstytucji. Jednak państwa Europy Zachodniej są skazane na Europę Środkową. Potrzebują ich jako rynków zbytu dla własnych towarów, jako terenu na inwestycję własnych wielkich firm, wreszcie jako zastrzyku świeżej krwi we własnych starzejących się krajach. Grupa Wyszehradzka (jej najbliższy szczyt odbędzie się 10 czerwca w Kazimierzu Dolnym) też potrzebuje Brukseli, bowiem ona ma know-how oraz pieniądze niezbędne do dalszego rozwoju.

Dlatego zapowiedzi o odtworzeniu "twardego jądra" to nic innego niż hasło wyborcze. Schroeder to mistrz wyborów. Teraz wie, że Niemcy boją się nowych krajów unijnych i w ten sposób chce uratować swą partię przed totalną klapą wyborczą. Ale też najlepiej rozumie, że 25 krajów-członków UE to idealny skład wspólnoty europejskiej.

Agaton Koziński