Warszawa dziękuje Dublinowi za ,,nie'' Lizbonie! Od dziś piję tylko piwo irlandzkie, no i czeskie. Społeczeństwo pierwszej Irlandii moglo sie wypowiedzieć. Społeczeństwa drugiej Irlandii nikt nie pytał o zdanie. Nie pytali o zdanie, ci którzy poza tym mają gębę pełną frazesów o demokracji, suwerenności itp.
"Ludzie ginęli za twoją wolność, nie rezygnuj z niej, głosuj NIE".
W stolicy jakiego kraju wisiało powyższe hasło niecały tydzień temu? Nietrudno zgadnąć, że nie była to Warszawa. Tak, to był Dublin.
Hasło to dedykuję bojownikom o "Wolny Tybet" i zamartwiającym się z powodu braku demokracji w Chinach. Tymczasem nie zająknęli się oni w kwestii ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, tym bardziej nie domagali się, by ratyfikacja poddana była pod osąd publiczny, po rzetelnej debacie "za" i "przeciw’".
A dlaczego Irlandczycy zagłosowali na "nie"?
M.in. bojąc się podwyższenia podatków a więc osłabienia wzrostu gospodarczego, zależności od biurokratycznych elit w Brukseli, utraty suwerenności…
A my się tego nie boimy? Panie prezydencie? Panie premierze? Panie przewodniczący PiS? Panowie publicyści lewicowi, centrowi i prawicowi’’?
Irlandzki ruch "Libertas’" (czy bojownicy o Wolny Tybet wiedzą, co to słowo znaczy?) argumentowali przeciw m.in. tak: "UE to antydemokratyczny dinozaur", który "zmusi nas do podniesienia naszych obecnie niskich podatków".
A "Irish Times" (największy miejscowy dziennik) uczciwie to przed referendum przyznał. Pisał też: "Sami możemy pokazać, że suwerenność, a co więcej – demokracja, wciąż mają dla nas znaczenie".
A co w tej sprawie miał do powiedzenia Organ Michnika? Wiadomo. A może "prawicowa" Rzepa?
Dublin, Praga, Warszawa - wspólna sprawa
- Irlandczycy wykazali się rozwagą i mądrością. Niewybrane przez nikogo i niedemokratyczne elity w Brukseli muszą nas wysłuchać - oświadczył Declan Galeny, milioner-biznesmen, namawiający do glosowania na "nie’".
Nas nie musiały wysłuchać.
Po referendum Wacław Klaus, prezydent Republiki Czeskiej oświadczył:
"Projekt Traktatu Lizbońskiego decyzją irlandzkich wyborców dziś się zakończył i niemożliwa jest jego ratyfikacja. W jednym jedynym spośród 27 państw UE odbyło się w sprawie Traktatu Lizbońskiego referendum. Tylko w jednym jedynym państwie UE politycy umożliwili obywatelom wyrażenie ich poglądu. Wynik jest chyba dla wszystkich jasnym przesłaniem. Jest zwycięstwem wolności i rozumu nad sztucznymi, elitarystycznymi projektami i europejską biurokracją".
Okazuje się, że i Czechy mogą nie ratyfikować Lizbony!
Proszę to teraz porównać z pokrętnym oświadczeniem naszego prezydencika. Prezydencika nie przez nieduży wzrost (Napoleon nie był wyższy), ale przez klasę. Małą.
Znamienne zresztą, że Organ Michnika owszem, przytoczył Klausa, ale starannie omijając sformułowania o braku demokratycznych rozstrzygnięć w innych krajach. Ale to oczywiście nie powinno dziwić.
Rzepa, owszem przytoczyła – jedno zdanie w tej kwestii. A powinna była dać całą wypowiedź i to na pierwszą stronę!
Ciężki cios dla tysiącletniej Unii, czyli czy udzielimy Irlandii braterskiej pomocy?
- To ciężki cios – oświadczył przygnębiony Frank-Walter Steimeier, szef MSZ Niemiec.
No, ja myślę. Już, już nasi odwieczni przyjaciele, z którymi łączy nas granica pokoju na Odrze i Nysie, byli blisko zrealizowania odwiecznego marzenia o tysiącletniej Unii Europejskiej, czy też Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego, a tu taki klops.
No, ale od czego tęgie, eurofilskie głowy?
Organ Michnika pisze bez cienia żenady: "W europejskich stolicach myśli się teraz, jakie zastosować kruczki prawne i wyjątki, by Irlandczycy jednak zgodzili się na traktat’".
Czyli nastąpi brukselizacja prawa.
Ale przynajmniej może Irlandczycy coś na tym zyskają, skoro mają już być jednak zagnani do Eurosojuza? Jest propozycja, by wydyskutować z nimi dodatkowe protokoły, które uwzględnią oczekiwania tego kraju!
Myśmy nie mieli przez naszą nadgorliwość nawet takiej szansy.
Tymczasem w ubiegłym tygodniu w Brukseli oświadczono, że Irlandia do października powinna sama uporać się z problemem.
To zupełnie jak za tow. Breżniewa. który w 1981 apelował, by Polska sama załatwiła kwestię Solidarności. Tylko czy w Irlandii znajdzie się równie zdeterminowany zwolennik Brukseli, który podobnie jak nasz gen. Jaruzelski, po myśli centrali załatwi problem nieposłusznego społeczeństwa?
A jeśli "kruczki" nic nie dadzą i sama Irlandia się nie poprawi, to się Irlandii udzieli braterskiej pomocy.
Leszek Miller (aktualnie Europejczyk pełną gębą) będzie mógł się wreszcie wykazać. Nie to co w 1968 r., gdy niestety nie mógł udzielić bratniej Czechosłowacji pomocy, albowiem miał nieszczęście służyć w tym czasie w łodziach podwodnych. A kraj ten nie miał, jak wiadomo, dostępu do morza. Irlandia na szczęście ma!
Dzikość, swawola, regres norm kulturowych.
Jacek Żakowski, czołowy polski eurofil (nie wiem, czy nie powinno być: czołowy europejski eurofil), też ma uczucie absmaku. Tak go zbrzydziła postawa ciemnogrodu irlandzkiego, że przy okazji ujawnił, o co chodzi z tą całą demokracją.
W artykule pt. "Tydzień dzikości" (w nieocenionym Organie M) szydzi z tych Irlandczyków, którzy głosowali przeciw, używając argumentu, że nie znają traktatu i go nie rozumieją.
"Jest on pozornie logiczny, ale podważający istotę nie tylko demokracji, ale także całej naszej cywilizacji opartej na specjalizacji i delegowaniu decyzji. (…) Większość traktatów mało kto rozumie. Od tego mamy naszych zaufanych polityków. (…) Ufam lekarzowi, że wie, jak mnie leczyć, i nie staram się zrozumieć dlaczego, bo to wymagałoby lat studiów."
No i chyba wszystko jasne. Demokracja, owszem, pod warunkiem, że głosujemy, jak np. taki Napieralski każe, a Żakowski przystępnie to w piśmie przybliży motłochowi.
Bo inaczej jest to "dzikość, swawola, regres norm kulturowych" - jak wdzięcznie podsumowuje swoje rozważania Zwolennik Demokracji Dialektycznej.
Tyle, że to już było. Przewodnia Siła Narodu nie puszczała się na niepewne wody tzw. demokracji, wdrażając własne, lepsze rozwiązanie zwane Demokracją Socjalistyczną, w której Partia wiedziała lepiej, co jest dla narodu lepsze w ramach ,,specjalizacji i delegowania decyzji''.
I już najmniej jest ważne, że akurat premier Irlandii na kilka dni przed referendum przyznał, że tekstu traktatu nie czytał!
A ilu naszych Wybrańców, co tak rączkę "za" ochoczo podnosiło, czytało?
Ciekawe też, czy przeczytał go nasz arbiter elegantiarum?
Jeszcze o Wolności, czyli jak okrutny Łukaszenka zamachiwa się na nią
W ubiegłym tygodniu Organ Michnika alarmował, że okrutny tyran Łukszenka chce cenzurować Internet!
Konkretnie, jak pisze, chodzi o wprowadzenie obowiązku rejestrowania portali, podobnie jak ma to miejsce w wypadku wydawnictw prasowych.
Zanim jednak bojownicy o Wolną Białoruś pobiegną urządzać harce w okolicach ambasady tego kraju czy wydawać specjalne dodatki poświęcone brakowi wolności słowa za naszą wschodnią granicą, powinni uzmysłowić sobie jedno. Nie gdzie indziej, ale w naszym kraju takie prawo od dawna obowiązuje! Niedawno potwierdził to Sąd Najwyższy. A sąd w Słupsku wcielił je w czyn, skazując jednego z tamtejszych internautów za prowadzenie niezarejestrowanego portalu!
Internet przestaje być domeną wolności, a Eurosojuz zgłasza co raz to nowe projekty "regulacji" tej kwestii.
Podobna historia zresztą zdarzyła się jakiś czas temu, gdy media ekscytowały się protestami kupców na Białorusi, które miały wręcz doprowadzić do upadku okrutnego reżymu.
Tyle, że jakoś nie zauważały, że tamtejsi kupcy protestują przeciwko zamiarom rejestracji ich działalności i obłożenia jej podatkami, czyli przeciwko czemuś, co u nas jest od dawna normą, podobnie jak i gdzie indziej, z Eurosujuzem na czele.
Łukaszenka więc nic innego nie robi w tych kwestiach, tylko wprowadza standardy europejskie!
Pierwszy Dzień Wolnośći
Od ub. tygodnia pracujemy wreszcie na siebie. Do tego czasu składaliśmy daniny (podatki, akcyzy, abonament itp.) na molocha zwanego Państwem, no i na Brukselę. A będzie gorzej. Są zresztą wyliczenia, że ten dzień zwany Dniem Wolności Podatkowej jest tak naprawdę znacznie później.
Tyle na temat naruszania Wolności przez nasz, swojski reżym. Może jakiś protest?
Tak czy inaczej – od dziś piję tylko piwa irlandzkie, no i czeskie, wznosząc toast za małe, ale rezolutne narody.
A za tydzień (smutne) refleksje po EURO, czyli jak wychowanie w kulcie NIEUDANYCH, CHOĆ BOHATERSKICH POWSTAŃ odbija się na psychice nie tylko sportowców.
I dlaczego noszę koszulkę z napisem: SAVED TO WIN Robert Kubica.
I ANI SŁOWA O BOLKU!