Jeśli ktoś zdziera wybrance perukę z glacy, niech się nie dziwi, że wybranka krzyczy „Oddaj pan to!” i pluje mu w twarz.
„Oto właśnie tu się rozpoczyna żałosna i frasobliwa historia kawalera Dorna, który był Polakiem, mimo swego dziwnego nazwiska. Był to przyjaciel mój, którego bardzo miłowałem. Szczupły, wiotki, łagodnego usposobienia, miał oczy niebieskie, takie, którymi zawsze patrzy marzenie, wypatrując na horyzoncie czegoś, co nigdy się nie zjawi. Zawsze blady, hodował w sobie melancholię. Serce miał tak napełnione potrzebą kochania, jak owoc słodyczą, źródło czystością wody, jak dusza kobiety napełniona jest żółtą nienawiścią, jak dziennikarski kałamarz plugastwem, jak niebo napełnione jest aniołami, pszczołami ul, kryminał rzezimieszkami, co wszystko ma znaczyć, że tą potrzebą kochania napełnione było po brzegi.”
Choć powyższy cytat wydaje się zapiskiem z dziennika Jarosława Kaczyńskiego, w rzeczywistości jest fragmentem noweli Kornela Makuszyńskiego „Dziewięć kochanek kawalera Dorna”. Tym bardziej poraża trafność przeprowadzonej w nim psychoanalizy. Makuszyński, który zmarł w 1953 r., nie mógł przewidzieć, że w końcu XX w. jego bohater literacki poświęci się karierze politycznej. Po pierwsze, nie był prorokiem, po drugie – melancholia kawalera Dorna to przeciwieństwo politycznego pragmatyzmu. A jednak przez kilkanaście lat ten wieczny marzyciel decydował o obliczu PiS. Aż rzeczywistość postanowiła upomnieć się o swoje prawa i Dorn Kichot wyjechał z partii na gosiołku.
Z jednej strony, żal kolejnego humanisty, który przegrał walkę z wiatrakami. Podobnie jak swój literacki prototyp Dorn okazał światu „serce, które było bez fałszu i duszę, która nigdy nie była zdolna do obłudy”. Niestety, świat pozostał głuchy na te wartości. Z drugiej strony – zachowanie byłego marszałka Sejmu wobec Jarosława Kaczyńskiego wydaje się niekonsekwentne jak postępowanie bohatera literackiego względem kobiet.
W noweli Makuszyńskiego kawaler Dorn podróżuje pociągiem z wybranką serca, gładząc jej piękne, gęste, złoto-miedziane włosy. W pewnym momencie lokomotywa ostro hamuje, szarpie wagon i… kawaler zostaje z peruką w dłoni. A przed nim stoi kobieta ohydna jak śmierć – „z nagą, strasznie nagą czaszką”. Kawaler jest w szoku, a upokorzona panna krzyczy: „Oddaj pan to!” i pluje mu w twarz. W tej sytuacji główny bohater natychmiast się odkochuje i biadoli: – Ja jestem przeklęty. Ten pociąg z pewnością prowadził diabeł i udał fałszywą katastrofę, aby mnie pognębić.
Analogie nasuwają się same. Kawaler Dorn to polityk Dorn, łysa kobieta to Jarosław Kaczyński, a pociąg to PiS. Załóżmy, że Ludwik Dorn był zbyt melancholijny, by już na początku swojej znajomości z prezesem partii dostrzec jego wady. Ale czy człowiekowi obdarzonemu tak wielką potrzebą kochania godzi się porzucać wybrankę tylko dlatego, że ta okazała się łysa? Czy prawdziwie kochający kawaler nie powinien zostać z nią dla piękna jej duszy? Ludwik Dorn mówi o „susłoizacji partii” i o „sułtanie” otoczonym „grupą eunuchów”. Wszystko to prawda. Jeśli jednak ktoś zdziera wybrance perukę z glacy, niech się nie dziwi, że wybranka krzyczy „Oddaj pan to!” i pluje mu w twarz.
Ludwik Dorn za bardzo przypomina bohatera literackiego, by zajmować się polityką. Tu trzeba ludzi, którzy są w stanie zacisnąć zęby i dla dobra małżeństwa udawać, że łysa żona wciąż jest piękna. Były marszałek Sejmu ma teraz wybór. Albo dołączy do politycznych zombie (Ujazdowski, Jurek, Zawisza), którzy w wyniku PiS-owskiego bojkotu późną nocą straszą w TVN24, albo wróci do pisania bajek. Jako kolega po klawiaturze zdecydowanie polecam mu drugą opcję. Przykład Makuszyńskiego dowodzi, że również w ten sposób można trafnie opisywać polityczne burze.
Choć powyższy cytat wydaje się zapiskiem z dziennika Jarosława Kaczyńskiego, w rzeczywistości jest fragmentem noweli Kornela Makuszyńskiego „Dziewięć kochanek kawalera Dorna”. Tym bardziej poraża trafność przeprowadzonej w nim psychoanalizy. Makuszyński, który zmarł w 1953 r., nie mógł przewidzieć, że w końcu XX w. jego bohater literacki poświęci się karierze politycznej. Po pierwsze, nie był prorokiem, po drugie – melancholia kawalera Dorna to przeciwieństwo politycznego pragmatyzmu. A jednak przez kilkanaście lat ten wieczny marzyciel decydował o obliczu PiS. Aż rzeczywistość postanowiła upomnieć się o swoje prawa i Dorn Kichot wyjechał z partii na gosiołku.
Z jednej strony, żal kolejnego humanisty, który przegrał walkę z wiatrakami. Podobnie jak swój literacki prototyp Dorn okazał światu „serce, które było bez fałszu i duszę, która nigdy nie była zdolna do obłudy”. Niestety, świat pozostał głuchy na te wartości. Z drugiej strony – zachowanie byłego marszałka Sejmu wobec Jarosława Kaczyńskiego wydaje się niekonsekwentne jak postępowanie bohatera literackiego względem kobiet.
W noweli Makuszyńskiego kawaler Dorn podróżuje pociągiem z wybranką serca, gładząc jej piękne, gęste, złoto-miedziane włosy. W pewnym momencie lokomotywa ostro hamuje, szarpie wagon i… kawaler zostaje z peruką w dłoni. A przed nim stoi kobieta ohydna jak śmierć – „z nagą, strasznie nagą czaszką”. Kawaler jest w szoku, a upokorzona panna krzyczy: „Oddaj pan to!” i pluje mu w twarz. W tej sytuacji główny bohater natychmiast się odkochuje i biadoli: – Ja jestem przeklęty. Ten pociąg z pewnością prowadził diabeł i udał fałszywą katastrofę, aby mnie pognębić.
Analogie nasuwają się same. Kawaler Dorn to polityk Dorn, łysa kobieta to Jarosław Kaczyński, a pociąg to PiS. Załóżmy, że Ludwik Dorn był zbyt melancholijny, by już na początku swojej znajomości z prezesem partii dostrzec jego wady. Ale czy człowiekowi obdarzonemu tak wielką potrzebą kochania godzi się porzucać wybrankę tylko dlatego, że ta okazała się łysa? Czy prawdziwie kochający kawaler nie powinien zostać z nią dla piękna jej duszy? Ludwik Dorn mówi o „susłoizacji partii” i o „sułtanie” otoczonym „grupą eunuchów”. Wszystko to prawda. Jeśli jednak ktoś zdziera wybrance perukę z glacy, niech się nie dziwi, że wybranka krzyczy „Oddaj pan to!” i pluje mu w twarz.
Ludwik Dorn za bardzo przypomina bohatera literackiego, by zajmować się polityką. Tu trzeba ludzi, którzy są w stanie zacisnąć zęby i dla dobra małżeństwa udawać, że łysa żona wciąż jest piękna. Były marszałek Sejmu ma teraz wybór. Albo dołączy do politycznych zombie (Ujazdowski, Jurek, Zawisza), którzy w wyniku PiS-owskiego bojkotu późną nocą straszą w TVN24, albo wróci do pisania bajek. Jako kolega po klawiaturze zdecydowanie polecam mu drugą opcję. Przykład Makuszyńskiego dowodzi, że również w ten sposób można trafnie opisywać polityczne burze.