Muszę się państwu do czegoś przyznać. Historia Kazimierza Marcinkiewicza i jego Isabel zapisała się w mojej pamięci poetyckiej tak mocno, że wbrew publicystycznej tendencji, aby zabić tę miłość, zapragnęłam uroczej parze jakoś pomóc.
Pomyślałam sobie, że dobrze by było, gdyby o tej miłości - w sprawie której jest tak wiele niedomówień, że ciągle musimy sobie coś o niej napisać w gazetach lub wyjaśnić na wizji - ktoś w końcu nakręcił film. Dowiedzielibyśmy się wówczas o zagadnieniu wszystkiego od A do D i z uzasadnioną satysfakcją oraz nasyconym głodem wiedzy ruszylibyśmy ku innym, bardziej prestiżowym tematom (na przykład warto by sprawdzić, kiedy przed wymiarem sprawiedliwości zacznie się monachijska sprawa Jana Rokity)...
Chcąc przyspieszyć drogę Marcinkiewiczów na srebrny ekran, zadzwoniłam do znanego aktora Marka Kondrata z dziecięcą ufnością, że do roli byłego premiera z Gorzowa zgłosi się, jeszcze zanim zadam mu pytanie.
A tu cios.
- Nie chciałbym zagrać Marcinkiewicza. To nie jest żadna rola – wypalił Marek Kondrat. – Nie zagrałby pan w filmie o namiętnej miłości na styku wielkiej polityki i zwykłego życia, na linii Londyn-Gorzów-Brwinów? – dopytywałam zanęcająco. – Proszę pani, może gdyby to był film o upadku człowieka. Ale to nie jest nawet upadek, tylko degrengolada – odparł zniesmaczony.
Cóż. Skoro nie w filmie, to może rzeczywiście chociaż serial. Zadzwonię do Ilony Łepkowskiej zapytać, czy znalazłaby dla Kaza i Isabel miejsce w „Barwach szczęścia” lub „M jak miłość”.
A wy kogo byście widzieli w roli Isabel?
Bez odbioru
Pomyślałam sobie, że dobrze by było, gdyby o tej miłości - w sprawie której jest tak wiele niedomówień, że ciągle musimy sobie coś o niej napisać w gazetach lub wyjaśnić na wizji - ktoś w końcu nakręcił film. Dowiedzielibyśmy się wówczas o zagadnieniu wszystkiego od A do D i z uzasadnioną satysfakcją oraz nasyconym głodem wiedzy ruszylibyśmy ku innym, bardziej prestiżowym tematom (na przykład warto by sprawdzić, kiedy przed wymiarem sprawiedliwości zacznie się monachijska sprawa Jana Rokity)...
Chcąc przyspieszyć drogę Marcinkiewiczów na srebrny ekran, zadzwoniłam do znanego aktora Marka Kondrata z dziecięcą ufnością, że do roli byłego premiera z Gorzowa zgłosi się, jeszcze zanim zadam mu pytanie.
A tu cios.
- Nie chciałbym zagrać Marcinkiewicza. To nie jest żadna rola – wypalił Marek Kondrat. – Nie zagrałby pan w filmie o namiętnej miłości na styku wielkiej polityki i zwykłego życia, na linii Londyn-Gorzów-Brwinów? – dopytywałam zanęcająco. – Proszę pani, może gdyby to był film o upadku człowieka. Ale to nie jest nawet upadek, tylko degrengolada – odparł zniesmaczony.
Cóż. Skoro nie w filmie, to może rzeczywiście chociaż serial. Zadzwonię do Ilony Łepkowskiej zapytać, czy znalazłaby dla Kaza i Isabel miejsce w „Barwach szczęścia” lub „M jak miłość”.
A wy kogo byście widzieli w roli Isabel?
Bez odbioru