Premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że dopóki PO nie ukarze polityków oskarżających PiS, jego partia nie wyciągnie konsekwencji wobec posła PiS Jacka Kurskiego, nawet jeśli "pomylił się" on w sprawie tzw. afery billboardowej.
"Gazeta Wyborcza" napisała w piątek, że prokuratura nie potrafi potwierdzić żadnego z oskarżeń Jacka Kurskiego w sprawie nielegalnego finansowania kampanii szefa PO Donalda Tuska przez PZU.
Dziennikarze pytali w piątek premiera o tę sprawę. Jak powiedział, najpierw PO powinna wyciągnąć wnioski wobec tych, "którzy bezustannie lżą" PiS. "Jeżeli Donald Tusk, Jan Rokita, Stefan Niesiołowski, Paweł Śpiewak zostaną postawieni przed odpowiednimi instancjami PO, to my wtedy będziemy mówić o postawieniu (przed odpowiednimi instancjami) Jacka Kurskiego, ale w tej sytuacji, włos mu z głowy nie spadnie" - oświadczył szef PiS.
Jak podkreślił, w takich sprawach obowiązuje zasada symetrii. "Jeżeli jedna strona nieustannie, nieomal każdego dnia, obraża, to trudno, żeby druga strona stosowała jakieś sankcje, nawet jeśli ktoś się pomylił" - powiedział J. Kaczyński.
Premier "nie ma żadnych wątpliwości", że jeśli rzeczywiście nie było podstaw dla oskarżeń wobec PO, to Jacek Kurski po prostu się pomylił i z pewnością nie chciał nikogo pomówić.
Szef PiS zastrzegł jednocześnie, że nie ma wiadomości o tym, czy zarzuty Kurskiego się potwierdziły, czy nie.
W czerwcu Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła formalne śledztwo w sprawie rzekomego finansowania przez PZU billboardów lidera PO Donalda Tuska przed wyborami prezydenckimi. Według posła PiS Jacka Kurskiego w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i miało sprzedać wtedy przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie PR-owskiej związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO.
Politycy PO odrzucają te zarzuty. Podkreślają, że dwie firmy, które pracowały przy kampanii billboardowej Tuska, nie pracowały przy kampanii PZU "Stop wariatom drogowym", robiły to natomiast firmy, które organizowały kampanię billboardową Lecha Kaczyńskiego.
pap, ab
Dziennikarze pytali w piątek premiera o tę sprawę. Jak powiedział, najpierw PO powinna wyciągnąć wnioski wobec tych, "którzy bezustannie lżą" PiS. "Jeżeli Donald Tusk, Jan Rokita, Stefan Niesiołowski, Paweł Śpiewak zostaną postawieni przed odpowiednimi instancjami PO, to my wtedy będziemy mówić o postawieniu (przed odpowiednimi instancjami) Jacka Kurskiego, ale w tej sytuacji, włos mu z głowy nie spadnie" - oświadczył szef PiS.
Jak podkreślił, w takich sprawach obowiązuje zasada symetrii. "Jeżeli jedna strona nieustannie, nieomal każdego dnia, obraża, to trudno, żeby druga strona stosowała jakieś sankcje, nawet jeśli ktoś się pomylił" - powiedział J. Kaczyński.
Premier "nie ma żadnych wątpliwości", że jeśli rzeczywiście nie było podstaw dla oskarżeń wobec PO, to Jacek Kurski po prostu się pomylił i z pewnością nie chciał nikogo pomówić.
Szef PiS zastrzegł jednocześnie, że nie ma wiadomości o tym, czy zarzuty Kurskiego się potwierdziły, czy nie.
W czerwcu Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła formalne śledztwo w sprawie rzekomego finansowania przez PZU billboardów lidera PO Donalda Tuska przed wyborami prezydenckimi. Według posła PiS Jacka Kurskiego w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i miało sprzedać wtedy przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie PR-owskiej związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO.
Politycy PO odrzucają te zarzuty. Podkreślają, że dwie firmy, które pracowały przy kampanii billboardowej Tuska, nie pracowały przy kampanii PZU "Stop wariatom drogowym", robiły to natomiast firmy, które organizowały kampanię billboardową Lecha Kaczyńskiego.
pap, ab