Nie spotkałem się w mojej pracy z kryptonimem TW "Beata" - zeznał przed Sądem Lustracyjnym Janusz Gembala, były naczelnik wydziału kontrwywiadu w lubelskiej SB.
Nie spotkałem się w mojej pracy z kryptonimem TW "Beata" - zeznał przed Sądem Lustracyjnym Janusz Gembala, były naczelnik wydziału kontrwywiadu w lubelskiej SB. Pierwszy raz taki kryptonim poznałem podczas przesłuchania u rzecznika interesu publicznego - dodał.
Gembala jest drugim świadkiem zeznającym w czwartek w procesie Zyty Gilowskiej. 67-letni oficer był przełożonym Witolda Wieczorka, który był oficerem prowadzącym TW "Beata". Wieczorek zeznał, ze fikcyjnie zarejestrował Gilowską jako TW "Beata", by chronić ją i jej męża.
Gembala przyznał, że nadzorował prace Wieczorka, którego nazwał "solidnym rzemieślnikiem". "Był dosyć skryty, bałaganiarz, a ja lubiłem mieć porządek w aktach" - mówił Gembala o Wieczorku.
Dodał, że Wieczorek nie zwracał się do niego o fikcyjną rejestrację Gilowskiej.
Nie słyszałem o przypadku, by zwerbowany agent nie znał swojego kryptonimu, bo z reguły był z nim ustalany - zeznał Gembala.
Twierdził, że w jego wydziale nie było nacisków na kandydata do współpracy, na to by ją podjął. Nie werbowano też na podstawie materiałów kompromitujących - dodał.
Kontrolowałem agentów spotykając się z nimi, choć były zalecenia, by te spotkania były czymś uzasadnione, np. małą aktywnością agenta - wyjaśniał przed sądem. Dodał, że jeśli doszło do jakichś nieprawidłowości związanych z agentem, to prowadzono wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Nigdy nie przeprowadził spotkania z TW "Beata".
<b>"Nie zetknąłem się z fikcyjnym źródłem informacji"</b>
Podczas mojej pracy w SB nie zetknąłem się z fikcyjnym źródłem informacji w moim wydziale - zeznał Gembala.
Jego zdaniem, łatwo byłoby wykryć fikcyjnego agenta, bo informacje od niego były weryfikowane w innych źródłach - nie tylko osobowych, ale także z podsłuchu, obserwacji, lub kontroli korespondencji. "Trudno byłoby wykryć sytuację, w której oficer wkładał w usta agenta informacje uzyskane z innego źródła" - dodał jednocześnie b. esbek.
Zeznał, że był zaskoczony prasowymi informacjami po wybuchu afery z Zytą Gilowską, iż były nieprawidłowości przy dysponowaniu funduszem operacyjnym lubelskiej SB w latach 80. Zawsze był obowiązek pokwitowania pieniędzy przy nagrodzie finansowej dla agenta; nie kwitowano prezentów.
Mogło się zdarzyć, że Witold Wieczorek wykorzystał informacje uzyskane na drodze towarzyskiej od Zyty Gilowskiej, jako zdobyte od swego agenta - zeznał też Gembala.
Jednocześnie jako "skandaliczną" określił taką sytuację, w której oficer SB przedstawiłby coś, co uzyskał w rozmowie towarzyskiej, jako doniesienie agenta. Dodał, że w takiej sytuacji oficer mógłby co najwyżej napisać, że uzyskał informacje od "kontaktu operacyjnego", bo dana osoba nie wiedziała, iż rozmawia z oficerem służb specjalnych PRL.
Gembala potwierdził swoje zeznania złożone przed Rzecznikiem Interesu Publicznego, że nie rozumie, po co Wieczorek miałby fikcyjnie zarejestrować Gilowską. "To byłoby zakładanie sobie sznura na szyję" - oświadczył Gembala. Podkreślił, że nikt nie naciskał na Wieczorka, by miał więcej agentów. Jego zdaniem nie było też finansowego sensu takiej operacji.
<b>"Gilowska nie była TW"</b>
Według mojej wiedzy, Zyta Gilowska nie była tajnym współpracownikiem - zeznał Gembala na zakończenie jawnej części swych zeznań.
Dodał, że Witold Wieczorek nigdy nie informował go o fikcyjnej rejestracji Gilowskiej jako agentki TW "Beata" "Wiem, jaką krzywdę zrobił on pani Gilowskiej" - dodał świadek.
Jeśli źródło nie ma świadomości, że udziela informacji SB, to nie jest źródłem informacji - zeznał Gembala. Wyraził przypuszczenie, że Wieczorek pomylił pojęcia TW z kontaktem operacyjnym, lub kontaktem obywatelskim - które to kategorie nie musiały wiedzieć, że odbiorcą ich informacji jest Służba Bezpieczeństwa.
Zeznał, że dla zabezpieczenia danej osoby, by nie interesowały się nią inne wydziały SB, wystarczyło zarejestrować ją jako kontakt operacyjny, lub zabezpieczenie operacyjne, a nie aż jako tajnego współpracownika.
Gembala zeznał, że był zaskoczony, gdy zobaczył wniosek o zwolnienie go z tajemnicy państwowej co do źródła, którym miała być Zyta Gilowska. "Powiedziałem wtedy, że nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej stykał się z tym nazwiskiem" - mówił sądowi.
pap, ss
<b>Czytaj też:</b> <a href='http://www.wprost.pl/ar/?O=93278' class='text1a'>Rapa: można było rejestrować TW bez pisemnej zgody</a>
Gembala jest drugim świadkiem zeznającym w czwartek w procesie Zyty Gilowskiej. 67-letni oficer był przełożonym Witolda Wieczorka, który był oficerem prowadzącym TW "Beata". Wieczorek zeznał, ze fikcyjnie zarejestrował Gilowską jako TW "Beata", by chronić ją i jej męża.
Gembala przyznał, że nadzorował prace Wieczorka, którego nazwał "solidnym rzemieślnikiem". "Był dosyć skryty, bałaganiarz, a ja lubiłem mieć porządek w aktach" - mówił Gembala o Wieczorku.
Dodał, że Wieczorek nie zwracał się do niego o fikcyjną rejestrację Gilowskiej.
Nie słyszałem o przypadku, by zwerbowany agent nie znał swojego kryptonimu, bo z reguły był z nim ustalany - zeznał Gembala.
Twierdził, że w jego wydziale nie było nacisków na kandydata do współpracy, na to by ją podjął. Nie werbowano też na podstawie materiałów kompromitujących - dodał.
Kontrolowałem agentów spotykając się z nimi, choć były zalecenia, by te spotkania były czymś uzasadnione, np. małą aktywnością agenta - wyjaśniał przed sądem. Dodał, że jeśli doszło do jakichś nieprawidłowości związanych z agentem, to prowadzono wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Nigdy nie przeprowadził spotkania z TW "Beata".
<b>"Nie zetknąłem się z fikcyjnym źródłem informacji"</b>
Podczas mojej pracy w SB nie zetknąłem się z fikcyjnym źródłem informacji w moim wydziale - zeznał Gembala.
Jego zdaniem, łatwo byłoby wykryć fikcyjnego agenta, bo informacje od niego były weryfikowane w innych źródłach - nie tylko osobowych, ale także z podsłuchu, obserwacji, lub kontroli korespondencji. "Trudno byłoby wykryć sytuację, w której oficer wkładał w usta agenta informacje uzyskane z innego źródła" - dodał jednocześnie b. esbek.
Zeznał, że był zaskoczony prasowymi informacjami po wybuchu afery z Zytą Gilowską, iż były nieprawidłowości przy dysponowaniu funduszem operacyjnym lubelskiej SB w latach 80. Zawsze był obowiązek pokwitowania pieniędzy przy nagrodzie finansowej dla agenta; nie kwitowano prezentów.
Mogło się zdarzyć, że Witold Wieczorek wykorzystał informacje uzyskane na drodze towarzyskiej od Zyty Gilowskiej, jako zdobyte od swego agenta - zeznał też Gembala.
Jednocześnie jako "skandaliczną" określił taką sytuację, w której oficer SB przedstawiłby coś, co uzyskał w rozmowie towarzyskiej, jako doniesienie agenta. Dodał, że w takiej sytuacji oficer mógłby co najwyżej napisać, że uzyskał informacje od "kontaktu operacyjnego", bo dana osoba nie wiedziała, iż rozmawia z oficerem służb specjalnych PRL.
Gembala potwierdził swoje zeznania złożone przed Rzecznikiem Interesu Publicznego, że nie rozumie, po co Wieczorek miałby fikcyjnie zarejestrować Gilowską. "To byłoby zakładanie sobie sznura na szyję" - oświadczył Gembala. Podkreślił, że nikt nie naciskał na Wieczorka, by miał więcej agentów. Jego zdaniem nie było też finansowego sensu takiej operacji.
<b>"Gilowska nie była TW"</b>
Według mojej wiedzy, Zyta Gilowska nie była tajnym współpracownikiem - zeznał Gembala na zakończenie jawnej części swych zeznań.
Dodał, że Witold Wieczorek nigdy nie informował go o fikcyjnej rejestracji Gilowskiej jako agentki TW "Beata" "Wiem, jaką krzywdę zrobił on pani Gilowskiej" - dodał świadek.
Jeśli źródło nie ma świadomości, że udziela informacji SB, to nie jest źródłem informacji - zeznał Gembala. Wyraził przypuszczenie, że Wieczorek pomylił pojęcia TW z kontaktem operacyjnym, lub kontaktem obywatelskim - które to kategorie nie musiały wiedzieć, że odbiorcą ich informacji jest Służba Bezpieczeństwa.
Zeznał, że dla zabezpieczenia danej osoby, by nie interesowały się nią inne wydziały SB, wystarczyło zarejestrować ją jako kontakt operacyjny, lub zabezpieczenie operacyjne, a nie aż jako tajnego współpracownika.
Gembala zeznał, że był zaskoczony, gdy zobaczył wniosek o zwolnienie go z tajemnicy państwowej co do źródła, którym miała być Zyta Gilowska. "Powiedziałem wtedy, że nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej stykał się z tym nazwiskiem" - mówił sądowi.
pap, ss
<b>Czytaj też:</b> <a href='http://www.wprost.pl/ar/?O=93278' class='text1a'>Rapa: można było rejestrować TW bez pisemnej zgody</a>