To był polski dzień na pływackich mistrzostwach Europy w Budapeszcie. Zaczęło się od srebra Katarzyny Baranowskiej, później były złote starty Sławomira Kuczki i Pawła Korzeniowskiego, a na deser drugie miejsce kobiecej sztafety.
Przed finałem 200 m stylem zmiennym Baranowską widziano na trzeciej pozycji. Zdecydowaną faworytką była Francuzka Laure Manaudou. Srebro miało przypaść w udziale Włoszce Alessii Filippi. Polce pozostawała walka z rekordzistką Europy Ukrainką Janą Kłoczkową.
Jednak jeszcze raz okazało się, że medali nie można rozdawać przed zakończeniem konkurencji. Manaudou była co prawda poza zasięgiem, choć w pewnym momencie wydawało się, że Baranowska będzie w stanie nawiązać z nią rywalizację.
Polka zaczęła bardzo ostro. Jak sama podkreśliła nie mając nic do stracenia w ostatnim starcie w budapeszteńskich ME postanowiła dać z siebie wszystko. Na pierwszym nawrocie była druga i tego miejsca nie oddała już do końca, mimo szaleńczych ataków ze strony Filippi. Rekord Polski był tylko dodatkiem do medalu.
19-letnia Baranowska dopiero zaczyna międzynarodową karierę. Z Budapesztu przywiezie dwa medale, bowiem w poniedziałek była trzecia na 400 m stylem zmiennym. Jeżeli pod okiem Mirosława Drozda będzie się rozwijała tak jak w ostatnich latach, to aż strach pomyśleć czego dokona w przyszłości.
Kuczko od startu w finale 200 m stylem klasycznym oczekiwał poprawienia własnego rekordu Polski. Myślał też o walce z Rosjanami o brąz. Tymczasem na 20 metrów przed metą jeszcze prowadził, a w końcówce stoczył heroiczną walkę z atakującymi go z obu stron Włochami. Loris Facci minął go, ale Paolo Bossini nie dał Kuczce rady.
Ze srebrnego medalu Kuczko cieszył się jak dziecko. Tymczasem kiedy wychodził z wody okazało się, że Facciego zdyskwalifikowano za błąd przy jednym z nawrotów i Polak otrzymał złoty medal. 21-latek z Koszalina pobiegł do siedzących na trybunach rodziców i tam świętował sukces.
Siedem minut po zakończeniu finałowej rywalizacji żabkarzy na starcie stanęli delfiniści. 200 m to miał być finał Korzeniowskiego. Niespodzianki nie było. Polak wygrał zdecydowanie, ani razu nie będąc zagrożonym na pozycji lidera. Po wyjściu z basenu nie krył jednak rozczarowania wynikiem.
"1.55,04 to rekord mistrzostw Europy, ale nawet nie rekord Polski. A ja chciałem tutaj co najmniej poprawić rekord Europy. Ale od początku płynęło mi się nie najlepiej" - mówił Korzeniowski. Mistrz Europy był zadowolony, ale z radości nie skakał jak kilka minut wcześniej Kuczko. To pokazuje jak wielkie cele stawia przed sobą 21-letni zawodnik, w którego bogatej kolekcji złotych medali brakuje tylko tego z igrzysk olimpijskich.
Na zakończenie polskiego dnia był jeszcze niesamowity występ Otylii Jędrzejczak, Joanny Budzis, Agaty Zwiejskiej i Pauliny Barzyckiej na 4x200 m stylem dowolnym. Polki awansowały do finału z najlepszym czasem eliminacji, ale czołowe ekipy wystawiły w nich rezerwowe składy.
Na medal można było po cichu liczyć, ale rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Pierwsza na słupku stanęła Jędrzejczak, która w piątek rozpocznie na tym dystansie walkę o medale w konkurencji indywidualnej. Rekordzistka świata pokazała, że jest świetnie przygotowana do imprezy i 200 m ukończyła na pierwszej pozycji.
Świetnie, podobnie jak rano, popłynęły młodziutkie Budzis i Zwiejska. One mają dopiero 16 i 17 lat. Tymczasem zaimponowały wytrzymałością, konsekwencją, doskonałym rozkładem tempa. Przed ostatnią zmianą Polki były drugie.
Ostatnia w stawce Paulina Barzycka miała trudne zadanie. Niemki były już dawno poza wszelką konkurencją, ale bardzo naciskały Francuzki. Polka musiała się ścigać z niesamowitą Laure Manaudou, która wcześniej w czwartek zdobyła już dwa złote medale.
Barzycka podjęła walkę i chociaż przegrała z Manaudou czasem, to zdołała dopłynąć do mety jako druga. 7.56,32 to rekord Polski. Ten z rana został poprawiony o ponad pięć sekund. O poprzednim w kontekście najnowszego dokonania wstyd pisać.
Finał sztafety kończył się w strugach ulewnego deszczu. Zawodnicy w pośpiechu odbierali medale i uciekali do hoteli. Nie inaczej było ze srebrnymi sztafecistkami, które jak powiedział Słomiński, osiągnęły więcej niż można było wymarzyć. "To wszystko do nich dopiero dojdzie. Jestem pewny, że jeszcze nie do końca pojęły jak to się stało" - mówił bezpośrednio po zakończeniu rywalizacji.
Słomiński próbował nieco tonować euforię w polskiej ekipie, wśród dziennikarzy i kibiców.
"Spokojnie, zdobyliśmy dzisiaj cztery medale i trzeba się z tego cieszyć. Ale nie popadajmy w przesadę, nie twórzmy atmosfery, że mamy jakiś wielki zespół. Na razie jest kilka gwiazd i tyle. Większość zawodników dopiero zaczyna kariery i przyjechała tutaj po naukę. Historycznie polskie pływanie znaczy niewiele. Są zespoły, które w historii mistrzostw Europy zdobyły grubo ponad sto medali. My powoli dobijamy do czterdziestki. To powinno nam dać perspektywę, w którym miejscu jesteśmy na pływackiej mapie" - mówił.
Główny trener reprezentacji imponuje spokojem i zdrowym rozsądkiem. Zdaje sobie sprawę, że do końca imprezy jeszcze kilka dni i sporo konkurencji, w których nie można dać ponieść się emocjom, tylko konsekwentnie dążyć do kolejnych sukcesów. Przecież indywidualnie nie startowała jeszcze Jędrzejczak, a na 1500 m szansę na podium ma Mateusz Sawrymowicz.
pap, ab
Jednak jeszcze raz okazało się, że medali nie można rozdawać przed zakończeniem konkurencji. Manaudou była co prawda poza zasięgiem, choć w pewnym momencie wydawało się, że Baranowska będzie w stanie nawiązać z nią rywalizację.
Polka zaczęła bardzo ostro. Jak sama podkreśliła nie mając nic do stracenia w ostatnim starcie w budapeszteńskich ME postanowiła dać z siebie wszystko. Na pierwszym nawrocie była druga i tego miejsca nie oddała już do końca, mimo szaleńczych ataków ze strony Filippi. Rekord Polski był tylko dodatkiem do medalu.
19-letnia Baranowska dopiero zaczyna międzynarodową karierę. Z Budapesztu przywiezie dwa medale, bowiem w poniedziałek była trzecia na 400 m stylem zmiennym. Jeżeli pod okiem Mirosława Drozda będzie się rozwijała tak jak w ostatnich latach, to aż strach pomyśleć czego dokona w przyszłości.
Kuczko od startu w finale 200 m stylem klasycznym oczekiwał poprawienia własnego rekordu Polski. Myślał też o walce z Rosjanami o brąz. Tymczasem na 20 metrów przed metą jeszcze prowadził, a w końcówce stoczył heroiczną walkę z atakującymi go z obu stron Włochami. Loris Facci minął go, ale Paolo Bossini nie dał Kuczce rady.
Ze srebrnego medalu Kuczko cieszył się jak dziecko. Tymczasem kiedy wychodził z wody okazało się, że Facciego zdyskwalifikowano za błąd przy jednym z nawrotów i Polak otrzymał złoty medal. 21-latek z Koszalina pobiegł do siedzących na trybunach rodziców i tam świętował sukces.
Siedem minut po zakończeniu finałowej rywalizacji żabkarzy na starcie stanęli delfiniści. 200 m to miał być finał Korzeniowskiego. Niespodzianki nie było. Polak wygrał zdecydowanie, ani razu nie będąc zagrożonym na pozycji lidera. Po wyjściu z basenu nie krył jednak rozczarowania wynikiem.
"1.55,04 to rekord mistrzostw Europy, ale nawet nie rekord Polski. A ja chciałem tutaj co najmniej poprawić rekord Europy. Ale od początku płynęło mi się nie najlepiej" - mówił Korzeniowski. Mistrz Europy był zadowolony, ale z radości nie skakał jak kilka minut wcześniej Kuczko. To pokazuje jak wielkie cele stawia przed sobą 21-letni zawodnik, w którego bogatej kolekcji złotych medali brakuje tylko tego z igrzysk olimpijskich.
Na zakończenie polskiego dnia był jeszcze niesamowity występ Otylii Jędrzejczak, Joanny Budzis, Agaty Zwiejskiej i Pauliny Barzyckiej na 4x200 m stylem dowolnym. Polki awansowały do finału z najlepszym czasem eliminacji, ale czołowe ekipy wystawiły w nich rezerwowe składy.
Na medal można było po cichu liczyć, ale rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Pierwsza na słupku stanęła Jędrzejczak, która w piątek rozpocznie na tym dystansie walkę o medale w konkurencji indywidualnej. Rekordzistka świata pokazała, że jest świetnie przygotowana do imprezy i 200 m ukończyła na pierwszej pozycji.
Świetnie, podobnie jak rano, popłynęły młodziutkie Budzis i Zwiejska. One mają dopiero 16 i 17 lat. Tymczasem zaimponowały wytrzymałością, konsekwencją, doskonałym rozkładem tempa. Przed ostatnią zmianą Polki były drugie.
Ostatnia w stawce Paulina Barzycka miała trudne zadanie. Niemki były już dawno poza wszelką konkurencją, ale bardzo naciskały Francuzki. Polka musiała się ścigać z niesamowitą Laure Manaudou, która wcześniej w czwartek zdobyła już dwa złote medale.
Barzycka podjęła walkę i chociaż przegrała z Manaudou czasem, to zdołała dopłynąć do mety jako druga. 7.56,32 to rekord Polski. Ten z rana został poprawiony o ponad pięć sekund. O poprzednim w kontekście najnowszego dokonania wstyd pisać.
Finał sztafety kończył się w strugach ulewnego deszczu. Zawodnicy w pośpiechu odbierali medale i uciekali do hoteli. Nie inaczej było ze srebrnymi sztafecistkami, które jak powiedział Słomiński, osiągnęły więcej niż można było wymarzyć. "To wszystko do nich dopiero dojdzie. Jestem pewny, że jeszcze nie do końca pojęły jak to się stało" - mówił bezpośrednio po zakończeniu rywalizacji.
Słomiński próbował nieco tonować euforię w polskiej ekipie, wśród dziennikarzy i kibiców.
"Spokojnie, zdobyliśmy dzisiaj cztery medale i trzeba się z tego cieszyć. Ale nie popadajmy w przesadę, nie twórzmy atmosfery, że mamy jakiś wielki zespół. Na razie jest kilka gwiazd i tyle. Większość zawodników dopiero zaczyna kariery i przyjechała tutaj po naukę. Historycznie polskie pływanie znaczy niewiele. Są zespoły, które w historii mistrzostw Europy zdobyły grubo ponad sto medali. My powoli dobijamy do czterdziestki. To powinno nam dać perspektywę, w którym miejscu jesteśmy na pływackiej mapie" - mówił.
Główny trener reprezentacji imponuje spokojem i zdrowym rozsądkiem. Zdaje sobie sprawę, że do końca imprezy jeszcze kilka dni i sporo konkurencji, w których nie można dać ponieść się emocjom, tylko konsekwentnie dążyć do kolejnych sukcesów. Przecież indywidualnie nie startowała jeszcze Jędrzejczak, a na 1500 m szansę na podium ma Mateusz Sawrymowicz.
pap, ab