W ciepły, sobotni ranek, jak co roku otworzyliśmy drzwi w kamienicy poniżej Piazza Cavour w Montalcino. Jednak maleńki kantorek pełen zdjęć ferrari i roznegliżowanych kobiet był zamknięty. Giulio tym razem zaspał, o czym przekonaliśmy się już po chwili widząc jego głowę w oknie na piętrze. Cinque minuti – rzucił i rzeczywiście, po chwili, w pełnej przytomności otwierał piwnicę.
Wizyty w mikroskopijnej winiarni Giulio Salvioniego, jednej z największych osobowości DOCG brunello di montalcino to rytuał. Odbywają się zawsze wg utartego schematu. Chwilę rozmawiamy o ostatnim winobraniu, potem degustujemy dojrzewające w dużych beczkach ze slawońskiego dębu, ale jeszcze niegotowe roczniki, wreszcie pan Salvioni otwiera butelkę najnowszego brunello, które właśnie trafia na rynek. Jedną z dziewięciu tysięcy, bo tylko tyle powstaje w jego niewielkiej kantynie.
Na tegoroczną degustacje czekałem szczególnie – w zeszłym roku musieliśmy obejść się smakiem. Salvioni zdecydował, jak kilku innych wielkich producentów brunello, że rocznik 2002 był zbyt słaby, by wyprodukować wino. W środkowej Toskanii padało, zdarzały się gradobicia, owoc nie dojrzał tak jak powinien, skutkiem czego wiele win nie przypominało tego, do czego w Montacino jesteśmy przyzwyczajeni.
W hierarchii roczników 2003 stoi oczywiście zdecydowanie wyżej, niż 2002, ale i ten nie był dla winogrodników i winiarzy szczególnie łatwy. Zamiast dżdżu i chłodu przyszedł skrajny upał, owoc dojrzewał gwałtownie i niezbyt harmonijnie. Wielu, nawet doświadczonych producentów, nie dało mu rady.
Wiedziałem o tym przed wizyta u Salvioniego. Poprzedniego dnia w montalcinskiej fortecy zdegustowałem 80 wchodzących na rynek brunello i przynajmniej przy części z win minę miałem zafrasowaną. Brunatna barwa jak u wina nie pięcio-, ale dziesięcioletniego, owoc przywodzący na myśl babciną konfiturę, suche, niedojrzałe taniny agresywnie szarpiące dziąsła. Oj, nie poleżą te butelki długo w piwnicy. Oczywiście, wielu winiarzy dało radę – zrobili wina może nie znakomite, ale z pewnością bardzo dobre, może nie długowieczne, w wielu przypadkach już gotowe do picia. Poprzedniego popołudnia odwiedziliśmy w Greppo dottore Franco Biondi-Santi. Jego brunello 2003 urzekało przede wszystkim lekkością i finezją. Czego mogliśmy spodziewać się po winie Salvioniego? Już pierwszy niuch z kieliszka uspokajał: jest bezpiecznie. To, co dla wielu stało się przyczyną porażki w 2003, Giulio przekuł w sukces. Uzyskał brunello o pełnej koncentracji owocu, potoczyste i potężne, ale w żadnym calu nie zmęczone. Świetna jakość tanin, kapitalna, równoważąca kwasowość, wreszcie czystość i... elegancja.
Po godzinnym spotkaniu wychodziliśmy z kantyny przy Piazza Cavour w poczuciu spełnienia i bezpieczeństwa. Są na tym świecie rzeczy, których można się trzymać, traktować jako stałą, punkt odniesienia. Jedną z nich jest z pewnością brunello di montalcino Giulio Salvioniego.
Brunello di Montalcino DOCG 2003 godne zakupu:
Cerbaiola, Giulio Salvioni
Tenuta Greppo, Biondi-Santi
Altare, Poggio Antico
Bellaria
Cappana
Collemattoni
Il Poggione
La Togata
Lisini
Siro Pacenti
Talenti
Tenuta Caparzo
Tenuta La Fuga
Tenute Silvio Nardi
Vigna delle Raunate, Mocali
Na tegoroczną degustacje czekałem szczególnie – w zeszłym roku musieliśmy obejść się smakiem. Salvioni zdecydował, jak kilku innych wielkich producentów brunello, że rocznik 2002 był zbyt słaby, by wyprodukować wino. W środkowej Toskanii padało, zdarzały się gradobicia, owoc nie dojrzał tak jak powinien, skutkiem czego wiele win nie przypominało tego, do czego w Montacino jesteśmy przyzwyczajeni.
W hierarchii roczników 2003 stoi oczywiście zdecydowanie wyżej, niż 2002, ale i ten nie był dla winogrodników i winiarzy szczególnie łatwy. Zamiast dżdżu i chłodu przyszedł skrajny upał, owoc dojrzewał gwałtownie i niezbyt harmonijnie. Wielu, nawet doświadczonych producentów, nie dało mu rady.
Wiedziałem o tym przed wizyta u Salvioniego. Poprzedniego dnia w montalcinskiej fortecy zdegustowałem 80 wchodzących na rynek brunello i przynajmniej przy części z win minę miałem zafrasowaną. Brunatna barwa jak u wina nie pięcio-, ale dziesięcioletniego, owoc przywodzący na myśl babciną konfiturę, suche, niedojrzałe taniny agresywnie szarpiące dziąsła. Oj, nie poleżą te butelki długo w piwnicy. Oczywiście, wielu winiarzy dało radę – zrobili wina może nie znakomite, ale z pewnością bardzo dobre, może nie długowieczne, w wielu przypadkach już gotowe do picia. Poprzedniego popołudnia odwiedziliśmy w Greppo dottore Franco Biondi-Santi. Jego brunello 2003 urzekało przede wszystkim lekkością i finezją. Czego mogliśmy spodziewać się po winie Salvioniego? Już pierwszy niuch z kieliszka uspokajał: jest bezpiecznie. To, co dla wielu stało się przyczyną porażki w 2003, Giulio przekuł w sukces. Uzyskał brunello o pełnej koncentracji owocu, potoczyste i potężne, ale w żadnym calu nie zmęczone. Świetna jakość tanin, kapitalna, równoważąca kwasowość, wreszcie czystość i... elegancja.
Po godzinnym spotkaniu wychodziliśmy z kantyny przy Piazza Cavour w poczuciu spełnienia i bezpieczeństwa. Są na tym świecie rzeczy, których można się trzymać, traktować jako stałą, punkt odniesienia. Jedną z nich jest z pewnością brunello di montalcino Giulio Salvioniego.
Brunello di Montalcino DOCG 2003 godne zakupu:
Cerbaiola, Giulio Salvioni
Tenuta Greppo, Biondi-Santi
Altare, Poggio Antico
Bellaria
Cappana
Collemattoni
Il Poggione
La Togata
Lisini
Siro Pacenti
Talenti
Tenuta Caparzo
Tenuta La Fuga
Tenute Silvio Nardi
Vigna delle Raunate, Mocali