Czwartkowa wypowiedź wicepremiera, szefa MSWiA Grzegorza Schetyny, który powiedział rano w RMF FM, że Tusk będzie kandydatem i faworytem w wyborach prezydenckich (2010 r.), wywołała liczne komentarze.
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) podkreślał w czwartkowej rozmowie z dziennikarzami w Sejmie, że mówienie w tej chwili o kandydowaniu Tuska na prezydenta w 2010 roku jest zdecydowanie przedwczesne, choć - jak zaznaczył - byłby on bardzo dobrym kandydatem.
Zdaniem Jarosława Gowina (PO), Tusk musi teraz skoncentrować się na kierowaniu rządem PO-PSL, bo to właśnie sukces lub porażka tego gabinetu przesadzi o wyniku najbliższych wyborów prezydenckich.
Gowin zwrócił uwagę, że Tusk nigdy nie zapowiedział jednoznacznie, że chce startować w kolejnych wyborach prezydenckich. Według niego, Tusk jest "bardzo dojrzałym politykiem, który wie, że jego świętym obowiązkiem jest koncentracja stu procent sił, energii i czasu na dobrym wykonywaniu obowiązków premiera".
"Jeżeli wykona te obowiązki dobrze, to prezydentem zostanie w zasadzie bez żadnego wysiłku. Wynik wyborów prezydenckich w roku 2010 rozstrzyga się tak naprawdę dzisiaj i będzie zależeć od tego, czy rząd Platformy Obywatelskiej i PSL odniesie sukces, czy nie. Jeżeli odniesie sukces, to będzie można ogłosić już przed wyborami, kto jest nowym prezydentem Polski" - mówił Gowin dziennikarzom w Sejmie.
Również zdaniem Niesiołowskiego, "Tusk jest i chce być premierem". Niesiołowski zaznaczył, że koncepcja prezydentury Tuska nie jest nowa; ma on - mówił - ogromne poparcie społeczne. Podkreślił jednak, że "nie chce wchodzić w spekulacje", bo do wyborów prezydenckich jest jeszcze "bardzo, bardzo daleko".
Dla PiS wypowiedzi polityków PO dotyczące kandydowania Tuska w wyborach prezydenckich nie są zaskoczeniem. "To żadna rewelacja, Donald Tusk przecież dwa lata temu startował w wyborach prezydenckich i poległ w tych wyborach" - powiedział dziennikarzom w Sejmie Krzysztof Putra (PiS).
Jednak - według Putry - wywoływanie teraz tematu kandydowania Tuska na prezydenta to "cokolwiek dziwny zabieg PO". "Donald Tusk powinien teraz zajmować się rządzeniem Polską, rozwiązywać realne problemy" - podkreślił Putra.
Zaznaczył, że termin wyborów jest "bardzo odległy" i "dziś nie ma powodu, by wszczynać kampanię prezydencką".
Z kolei szef klubu PSL Stanisław Żelichowski powiedział, że na razie Tusk jest dobrym premierem i nic nie wskazuje na to, żeby prowadził kampanię prezydencką. "A co będzie za dwa, trzy lata to zobaczymy" - zaznaczył.
"Na razie rząd ma bardzo duże poparcie społeczne, ale może się zdarzyć, że w którymś momencie będą potrzebne zmiany w rządzie. Teraz jest za wcześnie mówić o tym, co by było, gdyby było. Polskie przysłowie mówi, że nie da się jednocześnie dwóch srok za ogon uchwycić" - powiedział Żelichowski.
Według wicemarszałka Sejmu Jerzego Szmajdzińskiego (LiD), Lewica i Demokraci spodziewali się, że "premierostwo ma służyć Tuskowi jako trampolina do wyborów prezydenckich".
"Nie pierwszy i nie ostatni to premier, który myślał o karierze prezydenckiej" - podkreślił Szmajdziński.
Zdaniem polityka lewicy, gdyby ewentualne kandydowanie Tuska w wyborach prezydenckich "miało powodować, że swoje działania jako premiera będzie sprowadzał do administrowania, do reagowania wyłącznie na sondaże opinii publicznej, na to co mówią media, to będziemy mieli do czynienia z latami straconymi dla Polski".
"Nie da się dobrze zarządzać Polską i prowadzić kampanii prezydenckiej. Przed tym przestrzegam" - podkreślił Szmajdziński.
W jego ocenie, poważna rozmowa w partiach politycznych o ich kandydatach na prezydenta to koniec roku 2008. "Wcześniej to falstart" - uważa polityk LiD.
ab, pap