Rzeczniczka urzędu miasta w Olsztynie Aneta Szpaderska poinformowała, że pismo białostockiej prokuratury nie było opatrzone klauzulą "tajne", ani nie zawierało adnotacji, że nie powinien go czytać prezydent. W piśmie znajdowała się prośba o przysłanie teczek personalnych urzędniczek, które miały składać zeznania obciążające Małkowskiego.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski powiedział w środę w TVN24, że trudno w tym przypadku mówić o złamaniu prawa. "Od strony formalnej prokuratura nie może stosować technik operacyjnych, na przykład tajnie wynieść teczek" - dodał minister.
Ćwiąkalski zaznaczył, że dalszym działaniom prokuratury w tej sprawie "będzie towarzyszył kierunek ewentualnych kwestii związanych z zastraszaniem poszczególnych świadków i utrudnianiem śledztwa".
Środowa "Rzeczpospolita", która podała tę informację, określiła decyzję śledczych mianem skandalicznej.
"Pismo to było zaadresowane ogólnie, na urząd miasta, dlatego dotarło do kancelarii ogólnej. Tam je zeskanowano i przesłano prezydentowi do zadekretowania. Prezydent zajmuje się dekretowaniem pism, ponieważ stanowisko sekretarza miasta jest nieobsadzone. Prezydent przekazał list prokuratury do działu kadr, gdzie trwa wypełnianie treści prośby prokuratury" - podkreśliła Szpaderska.
Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, powiedział, że koperta rzeczywiście adresowana była na urząd miasta i zgodnie z procedurą adresował ją pracownik biura podawczego prokuratury.
"Natomiast samą treść pisma przygotował prokurator i w nagłówku widniał zapis do sekretarza miasta" - zaznaczył Kozub. Podkreślił, że osobę sortującą korespondencję w magistracie obowiązuje tajemnica służbowa.
Prokurator Andrzej Tańcula, który sprawuje nadzór nad białostocką prokuraturą okręgową, wysłanie listu do urzędu miasta, który trafił do rąk prezydenta, nazwał w rozmowie z PAP "niezręcznością". Tańcula zastrzegł, że "prowadzący sprawę prokurator mógł wybrać inną drogę, np. przyjechać do Olsztyna, ale i tak nie zrobił nic złego".
Tańcula powiedział, że prowadzący sprawę prokurator sprawdził w internecie strukturę działania olsztyńskiego urzędu miasta i kierując się zamieszczonymi tam informacjami, wystosował pismo do sekretarza miasta. "Nie było tam informacji, że stanowisko jest nieobsadzone" - zaznaczył Tańcula. Podkreślił, że to, co się stało, nie dyskwalifikuje prowadzącego postępowanie prokuratora.
Rzeczniczka Prokuratora Generalnego Ewa Piotrowska powiedziała, że po wyjaśnieniach złożonych przez Prokuratora Apelacyjnego w Białymstoku, prokurator krajowy ocenił, iż nie zostały naruszone żadne przepisy procedury karnej.
Podkreśliła, że bez wiedzy kilku urzędników, którzy będą musieli te akta przygotować i odesłać tylko na pisemne żądanie prokuratury, utajnienie byłoby nieskuteczne. Przyznała, że charakter sprawy jest delikatny, ale prokurator nie miał innego sposobu niż oficjalne poproszenie na piśmie o te akta.
"Prezydent jako gospodarz urzędu ma prawo wiedzieć, niezależnie do kogo jest takie pismo kierowane, co się u niego w urzędzie dzieje. Wierzę w to głęboko, że nie dało by się bez tego skutecznie kierować taką jednostką" - powiedziała rzeczniczka Prokuratora Generalnego.
Konferencję w sprawie ujawnienia personaliów kobiet zeznających przeciwko Małkowskiemu zwołała w środę olsztyńska posłanka Lidia Staroń (PO). Poinformowała, że złożyła w tej sprawie skargę do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego "na metody stosowane przez Prokuraturę Okręgową w Białymstoku".
Podkreśliła, że "należy zastanowić się nad prawidłowością postępowania prokuratorów w tej sprawie". "W sytuacji gdy osoby pokrzywdzone zostaną ujawnione przed opinią publiczną, w tym przed ich przełożonymi, rodzinami i znajomymi, mogą w następstwie stać się ofiarami szykan i dalszej dyskryminacji" - napisała posłanka.
Natychmiastowej interwencji ministra sprawiedliwości w sprawie działań prokuratury w tej sprawie żądają posłanki PiS Jolanta Szczypińska i Iwona Arent. Wystosowały w tej sprawie list do Ćwiąkalskiego, w którym piszą: "Jeśli dopuścimy, by winni przekazania listy do magistratu pozostali bezkarni, pozwolimy tym samym, by poszkodowane kobiety zostały uznane za obywateli drugiej kategorii, którym nie należą się prawa".
Posłanki PiS żądają od ministra sprawiedliwości "konkretnych działań i konkretnej pracy". "Najwyższy czas, aby zaczął pan orientować się w tym, co się dzieje w prokuraturze i wymiarze sprawiedliwości. Pan odpowiada za to, że te kobiety przeżywają osobisty dramat" - oświadczyła na konferencji Szczypińska.
Zdaniem Arent, fakt że prokuratura prosi o dostarczenie akt osobowych osób, które składają zeznania, z ich imionami i nazwiskami, które później trafiły w ręce prezydenta Olsztyna, to "skandal". "W ten sposób te kobiety zniechęci się do tego, aby dalej mówiły" - argumentowała Arent.
Przewodniczący rady miasta w Olsztynie Zbigniew Dąbkowski powiedział, że sprawa ujawnienia personaliów zeznających przeciwko prezydentowi kobiet "nie mieści się w głowie". "Myślałem, że żyję w państwie prawa i państwo chroni ofiary a jest inaczej" - podkreślił.
Zaznaczył, że po pierwszej publikacji "Rz" w sprawie molestowania w urzędzie miejskim sugerował Małkowskiemu pójście na urlop. Wysłał do prezydenta pismo, w którym informuje go o liczbie dni zaległego urlopu. Przyznał, że do dziś nie otrzymał na nie odpowiedzi.
W styczniu "Rzeczpospolita" napisała, że prezydent Olsztyna molestował urzędniczki i zgwałcił jedną z nich, będącą w zaawansowanej ciąży.
Śledztwo w tej sprawie w styczniu wszczęła olsztyńska prokuratura. Tydzień temu akta przejęła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku, aby wykluczyć wątpliwości co do bezstronności śledczych w prowadzeniu sprawy. Ale zanim akta trafiły na Podlasie, prokuratura w Olsztynie zapewniła kobiety, oskarżające Małkowskiego, że będzie chciała im przyznać status świadka incognito.
Małkowski po ujawnieniu całej sprawy, wbrew zapowiedziom, nie poszedł na urlop, nie złożył też pozwu przeciw autorowi publikacji w "Rz".
Jedyną konsekwencją tak zwanej seksafery jest zerwanie przez struktury miejskie PO koalicji z prezydentem Małkowskim. Jednak wiceprezydenci z PO nadal pracują w ratuszu, a radni podkreślają, że nie zerwali koalicji z klubem radnych prezydenta "Po prostu Olsztyn".pap, ss, ab