We wtorek Sejm przyjął ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Poparło ją 384 posłów, przeciwko było 56 (wszyscy z klubu PiS), a 12 wstrzymało się od głosu (również wszyscy z PiS).
Prezydent podkreślił we wtorek wieczorem w wywiadzie dla TVP1, że niezwykle istotne jest, iż wszystkie partie "zjednoczyły się" w poparciu dla Traktatu, choć - jak mówił - "zdaje sobie sprawę", że część posłów PiS zagłosowała przeciwko. Jak dodał, "mieli prawo". Zaznaczył też, że "każda partia konserwatywna ma skrzydło eurosceptyczne".
Jednak - jak mówił Lech Kaczyński - posłowie ci "popełnili błąd", ponieważ Polska przy swoim położeniu geograficznym między Niemcami a Rosją, przy poziomie rozwoju gospodarczego, swojej historii, nie może być poza Unią Europejską.
Prezydent zaznaczył, że chciał, aby głosowanie nad ustawą ratyfikacyjną odbyło się w Sejmie we wtorek, czyli przed rozpoczynającym się w środę szczytem NATO w Bukareszcie. "Zależało mi, żeby ratyfikacja była dzisiaj, we wtorek, chociaż niektórzy mówili, że to za szybko" - mówił. "Uważam, że jutro do Bukaresztu powinienem pojechać z ratyfikacją w kieszeni. To bardzo poprawi naszą pozycję" - zaznaczył.
Pytany, czy czuje się "silniejszy" przed negocjacjami w sprawie Ukrainy i Gruzji, które przy wsparciu Polski starają się o objęcie Planem Działań na Rzecz Członkostwa w NATO, prezydent odparł: "tak, zdecydowanie tak".
Lech Kaczyński podkreślił, że NATO i UE to nie to samo, ale "olbrzymia część krajów UE jest także w NATO". Jak mówił, szczyt w Bukareszcie "to bardzo ważne z punktu widzenia naszych interesów spotkanie".
Prezydent był też pytany, czy podczas sobotniego spotkania z szefem rządu, w trakcie którego doszło do kompromisu w sprawie ratyfikacji Traktatu z Lizbony, zawiązała się między nimi "nowa nić porozumienia". "My się znamy bardzo wiele lat i były różne okresy w naszym życiu; bywały zgody, bywały spory i w tym sensie nic nowego się nie narodziło, bo powtarzam, jesteśmy ludźmi, którzy się nieźle znają, mniej więcej od ćwierć wieku" - odpowiedział prezydent.
Jak jednak dodał, sądzi, "że jest lepiej, że dzisiejszy język wystąpienia, bardzo zresztą dobrego, pana premiera jest też odmienny". "Chciałbym, aby to się utrzymało, niezależnie od tego, że jeżeli chodzi o wizje państwa w szczególności, to istotnie się różnimy, czego żeśmy w trakcie naszej bardzo przyjaznej rozmowy w Juracie nie ukrywali" - zaznaczył prezydent.
Pytany, czy porozumienie w sprawie Traktatu, przypieczętowane przyjęciem ustawy ratyfikacyjnej przez Sejm, to dobry prognostyk na przyszłość, prezydent odparł: "mam taką nadzieję, że jest bardzo dobrym prognostykiem".
Lech Kaczyński powtórzył też, że podpisze akt ratyfikacyjny, kiedy umowa zawarta z premierem "będzie wykonana". "To może być niezwykle szybko" - ocenił. "Jestem przekonany, że pan premier chce wykonać tę umowę, że ją wykona" - dodał.
Jednym z elementów tej umowy jest wprowadzenie zmian do ustawy o współpracy rządu z parlamentem w sprawach członkostwa Polski w UE.
Zdaniem prezydenta, zmiany w tej ustawie, podobnie jak zapisy przyjętej we wtorek specjalnej uchwały Sejmu, również mają "zagwarantować" obowiązywanie mechanizmu z Joaniny (dotyczącego sposobu podejmowania decyzji w UE) oraz protokołu brytyjskiego ograniczającego stosowanie Karty Praw Podstawowych.
Lech Kaczyński zaznaczył, że Karta łączy się z zagrożeniami w sferze obyczajowej i "ewentualnie także w kwestiach własnościowych", a "rzeczy dobre" zawarte w Karcie są już gwarantowane w polskim prawie. Dopytywany, czy Europie nie jest potrzebna taka wspólna Karta, prezydent odparł: "mamy dekalog".ab, pap