Wypuszczenie podejrzanych w sprawie Nangar Khel oznacza kompromitację prokuratury. Już podczas poprzedniego posiedzenia w tej sprawie sąd podkreślał, że w materiałach przedstawionych przez prowadzących śledztwo brak logiki, że zarzuty się wzajemnie wykluczają, że… ta sprawa się po prostu nie klei.
Ale jak mogła się kleić skoro prokuratorzy na świadków wzywali takie osoby, jak ojciec jednego z podejrzanych, z którym ów podejrzany nie miał kontaktu od przeszło 20 lat?
Wątpliwości sądu, który zwolnił żołnierzy, rozwiać musiały dostarczone na wczorajsze posiedzenie ekspertyzy specjalistów od balistyki. Znamienne, że jedyny wojskowy w ich gronie złożył najbardziej jednoznaczną opinię: że gdyby żołnierze rzeczywiście chcieli zabijać cywilów, na pewno trafiliby w zabudowania Nangar Khel więcej niż jednym pociskiem.
Bielscy komandosi wyszli na wolność i możliwe, że akt oskarżenia w ich sprawie nigdy nie powstanie. Ale to nie koniec tej sprawy. A przynajmniej nie powinien to być koniec. Jest jeszcze seria trudnych pytań, które „Wprost" stawiał od początku, gdy tylko sprawa tej "zbrodni wojennej" wyszła na jaw. Jak to możliwe, że śledczy na samym początku dochodzenia nie wzięli pod uwagę wad amunicji i moździerzy? Czemu nie uwzględnili opinii polskiego prokuratora badającego tę sprawę na miejscu, który stwierdził, że żołnierzom można postawić zarzut co najwyżej nieostrożnego obchodzenia się z bronią? Dlaczego do tej pory poznańscy prokuratorzy nie udostępnili obrońcom i – można sądzić, że nie biorą pod uwagę – wyników dochodzenia przeprowadzonego przez międzynarodowych prokuratorów z ISAF, którzy nie mieli wątpliwości, że sprawa Nangar Khel to nieszczęśliwy wypadek? Zresztą, jak mówi się zarówno w MON, jak i Ministerstwie Sprawiedliwości, dokumentu ze śledztwa ISAF podobno nie ma w Polsce, bo uznany przez prokuratorów z Poznania za nieistotny "został odesłany Amerykanom".
Te wszystkie odpowiedzi można by uznać za "detale" istotne jedynie dla komandosów podejrzanych o ludobójstwo. Dla dobra polskiej armii trzeba jednak odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za wysłanie naszych żołnierzy z niesprawną bronią na wojnę i kto nie zadbał dostatecznie, by jednoznaczny był mandat umożliwiający im działania w Afganistanie.
W sprawie Nangar Khel pewne jest tylko jedno. Nie żyją niewinni afgańscy cywile, kobiety i dzieci. Do odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tej tragedii prokuratura, jak dotąd nie przyczyniła się w najmniejszym stopniu.
Agata Jabłońska
Polsat News
Wątpliwości sądu, który zwolnił żołnierzy, rozwiać musiały dostarczone na wczorajsze posiedzenie ekspertyzy specjalistów od balistyki. Znamienne, że jedyny wojskowy w ich gronie złożył najbardziej jednoznaczną opinię: że gdyby żołnierze rzeczywiście chcieli zabijać cywilów, na pewno trafiliby w zabudowania Nangar Khel więcej niż jednym pociskiem.
Bielscy komandosi wyszli na wolność i możliwe, że akt oskarżenia w ich sprawie nigdy nie powstanie. Ale to nie koniec tej sprawy. A przynajmniej nie powinien to być koniec. Jest jeszcze seria trudnych pytań, które „Wprost" stawiał od początku, gdy tylko sprawa tej "zbrodni wojennej" wyszła na jaw. Jak to możliwe, że śledczy na samym początku dochodzenia nie wzięli pod uwagę wad amunicji i moździerzy? Czemu nie uwzględnili opinii polskiego prokuratora badającego tę sprawę na miejscu, który stwierdził, że żołnierzom można postawić zarzut co najwyżej nieostrożnego obchodzenia się z bronią? Dlaczego do tej pory poznańscy prokuratorzy nie udostępnili obrońcom i – można sądzić, że nie biorą pod uwagę – wyników dochodzenia przeprowadzonego przez międzynarodowych prokuratorów z ISAF, którzy nie mieli wątpliwości, że sprawa Nangar Khel to nieszczęśliwy wypadek? Zresztą, jak mówi się zarówno w MON, jak i Ministerstwie Sprawiedliwości, dokumentu ze śledztwa ISAF podobno nie ma w Polsce, bo uznany przez prokuratorów z Poznania za nieistotny "został odesłany Amerykanom".
Te wszystkie odpowiedzi można by uznać za "detale" istotne jedynie dla komandosów podejrzanych o ludobójstwo. Dla dobra polskiej armii trzeba jednak odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za wysłanie naszych żołnierzy z niesprawną bronią na wojnę i kto nie zadbał dostatecznie, by jednoznaczny był mandat umożliwiający im działania w Afganistanie.
W sprawie Nangar Khel pewne jest tylko jedno. Nie żyją niewinni afgańscy cywile, kobiety i dzieci. Do odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tej tragedii prokuratura, jak dotąd nie przyczyniła się w najmniejszym stopniu.
Agata Jabłońska
Polsat News