Oskarżeni byli członkami komisji, która dokonała odbioru i przekazania do użytku oczyszczalni odcieków. Wśród nich - ówczesny wiceprezydent Białegostoku Marek K., obecnie radny miejski. Prokuratura uważa, że nie dopełnił ciążących na nim obowiązków "prawidłowego, racjonalnego nadzoru nad realizacją tej inwestycji".
Po zasięgnięciu opinii biegłych prokuratura uznała, że o ile wybrane rozwiązanie techniczne nie było złe, a także koszt inwestycji nie odbiegał od podobnych przedsięwzięć w innych miejscach, to władze miasta powinny były jednak działać jak dobry gospodarz w sytuacji, gdy oczyszczalnia nie działała.
W ocenie biegłych, gmina nie powinna była odebrać inwestycji, a ściągnąć kary umowne i zaprzestać płacenia faktur za wcześniejsze wykonane prace, bo obiekt nie działał. Oskarżeni nie przyznają się do popełnienia zarzuconych im przestępstw.
Sprawę śledztwa w sprawie białostockiej oczyszczalni nagłośnił ponad rok temu "Newsweek". Tygodnik podał wówczas, że ówczesny szef Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku podjął decyzję, by w tej sprawie nie stawiać jesienią 2006 roku zarzutów prominentnym politykom prawicy w czasie trwającej samorządowej kampanii wyborczej (m.in. ówczesnemu kandydatowi PiS na prezydenta Białegostoku Markowi K.).
Potem miał zdecydować o przekazaniu sprawy, poprzez Prokuraturę Krajową, poza białostocki okręg apelacyjny. Tak trafiła do Rzeszowa. Prokuratura tłumaczyła wówczas, że chodziło jej o to, by nie stawiano prokuratorom zarzutu stronniczości, gdyż w sprawę zamieszani są miejscowi politycy. Argumentowała też, że dopiero po wyborach dostała opinie biegłych, kluczowe dla sprawy, więc i tak w kampanii nie mogła stawiać zarzutów.
W publikacji "Newsweeka" pojawiły się nazwiska prominentnych polityków PiS z Podlasia, wśród nich wicemarszałka Sejmu (wówczas Senatu) Krzysztofa Putry, przed wyborami w 2005 roku prezesa spółki komunalnej "Lech" w Białymstoku, która zarządza wysypiskiem w Hryniewiczach. W rzeszowskim śledztwie był on przesłuchiwany jako świadek.
nd, pap