W 2005 r. nazwisko Sznuka znalazło się na "liście Wildsteina" (spisie katalogowym IPN ze 160 tys. nazwiskami funkcjonariuszy i agentów SB oraz osób wytypowanych przez nią do współpracy). Sznuk wystąpił wtedy do IPN o status pokrzywdzonego - bez czego niemożliwy był wtedy dostęp do własnych akt z IPN. IPN odmówił. W sierpniu 2005 r. ówczesny prezes IPN Leon Kieres podtrzymał odmowę, uzasadniając ją treścią akt IPN.
"Dokumenty dotyczące wnioskodawcy potwierdzają, że został on pozyskany do współpracy z organami bezpieczeństwa państwa w dniu 11 stycznia 1982 r. jako tajny współpracownik o ps. +Arat+" - napisał Kieres w swym postanowieniu, cytowanym w późniejszym pozwie Sznuka. Według Kieresa, głównym zadaniem Sznuka jako agenta było "udzielanie informacji na temat sytuacji ogólnej w Komitecie RTV". Kieres podkreślał, że jego współpracę potwierdzają dokumenty IPN, "a w szczególności raporty oficerów organów bezpieczeństwa państwa, z których wynika, iż pan Tadeusz Sznuk pięciokrotnie w latach 1982-1986 kontaktował się z nimi w celu przekazania informacji".
Sznuk uznał to za naruszenie swych dóbr osobistych i w 2006 r. pozwał IPN, żądając przeprosin za "bezprawne pomówienie o współpracę z organami bezpieczeństwa". Twierdził, że o zarejestrowaniu jako tajnego współpracownika - wbrew swej woli i świadomości - dowiedział się z postanowienia Kieresa. IPN był za oddaleniem pozwu, dowodząc że nie działał bezprawnie.
Jak zaznaczyła we wtorek w uzasadnieniu wyroku sędzia Regina Owczarek-Jędrasik, "wnioski w uzasadnieniu postanowienia i forma ich przekazania nie znajdowały potwierdzenia w dokumentacji IPN". Podkreśliła ponadto, że sąd okręgowy prawidłowo przeprowadził postępowanie dowodowe w sprawie i dokonał właściwej oceny prawnej.
Sąd apelacyjny nie podzielił zdania reprezentującego Instytut mec. Wacława Markowicza, który dowodził, że Sznuk nie zgadzając się z treścią postanowienia nie wykorzystał do końca administracyjnych możliwości odwołania. Ponadto, jak mówił Markowicz, Instytut nie dopuścił się bezprawności, gdyż działał w granicach zakreślonych przez przepisy.
Z kolei pełnomocnik Sznuka, mec. Jacek Trela podkreślał, iż niewyczerpanie trybu administracyjno-prawnego nie wyklucza możliwości formułowania roszczeń na drodze cywilnej. Dodał, że aby mówić o współpracy ze służbami trzeba udowodnić świadome i tajne przekazywanie informacji, a materiał dowodowy nie pozwalał na formułowanie takich wniosków i dlatego były one "szczególną nieprawdą". "Od takiego organu jak IPN wymaga się wyjątkowej rozwagi i obiektywizmu" - mówił.
Sznuk po wyjściu z sali sądu powiedział PAP, iż "odczuwa satysfakcję, że argumentacja jego pełnomocnika bez dłuższej dyskusji przekonała sąd".
Sznuk, popularny prezenter radiowy i telewizyjny, został w ubiegłym roku zwolniony z Polskiego Radia. PAP mówił, że idzie na emeryturę. Jak podawały media, członek zarządu PR Jerzy Targalski miał tak mówić o popularności Sznuka: "Jak się puści w obozie koncentracyjnym miły głos, to też ludzie się z nim zżyją". W 1973 r. Sznuk tworzył audycję "Sygnały dnia" w Polskim Radiu. Popularność przyniosła mu audycja "Lato z Radiem". Startował w wyborach do Senatu w 1989 r. jako kandydat niezależny. Laureat m.in. Złotego Mikrofonu (1988) i Telekamery (2003).pap, em