Jarosław Kaczyński popełnił wczoraj wielki polityczny błąd, wyrzucając z partii Ludwika Dorna. Za ten błąd może zapłacić nawet jeśli wygra wybory.
Ludwik Dorn to człowiek znany z "trudnego" charakteru. Jego wypowiedzi bardzo często dotkliwie obrażały ludzi, popularności mu nie przysparzając. Wystarczy przypomnieć choćby słynny pomysł "pognania lekarzy w kamasze", albo nazwanie "ścierwojadami" sejmowych dziennikarzy. Na swoim prezesie, Dorn również nie pozostawił suchej nitki, nazywając go „sułtanem otoczonym przez eunuchów", na co stronnicy Kaczyńskiego nazwali go "rozkapryszonym wezyrem". Trzeba jednak przyznać, że Dorn, człowiek naprawdę wielkiego kalibru intelektualnego, stanowił intelektualne zaplecze PiS i przeciwwagę dla ludzi typu Marka Suskiego czy Zbigniewa Ziobry.
Dornowi trzeba przyznać, że potrafi być niemiły (o czym wie każdy dziennikarz, który choć raz próbował zadzwonić na jego komórkę). Jednak nie można mu odmówić daru błyskotliwej riposty, bystrości spojrzenia i rzetelnej wiedzy. Nikt w PiS-ie nie miał i chyba jeszcze długo mieć nie będzie zdolności tak trzeźwej analizy i umiejętności wyciągania słusznych wniosków jak właśnie Ludwik Dorn. Dorn jako minister sympatii dziennikarzy nie budził, ale policję reformował dość skutecznie, gdyż do roli szefa MSWiA przygotowywał się co najmniej kilkanaście miesięcy. Różnica miedzy Dornem, a pozostałymi politykami PiS-u jest taka, że były marszałek Sejmu popełniał gafy swoimi wypowiedziami, ale działał bez pudła, gdy tymczasem większość jego kolegów mówi gładko i dobrze, ale z realizacją mają kłopoty. Wiedzy Ludwika Dorna nie zastąpi Kaczyńskiemu cała grupa politycznych karierowiczów w rodzaju Ziobry czy Suskiego. Na dworze „sułtana" Kaczyńskiego pozostała gromada „eunuchów", ale zabrakło na nim "wezyra".
Być może to chwilowo uspokoi wrzawę wokół PiS. Być może PiS po kolejnych trzech latach wpadek Platformy wygra wybory. Ale wtedy gromada „eunuchów" nie zastąpi „sułtanowi" utraconego "wezyra". "Eunuchy" są bowiem przydatne, gdy sułtan ma zły nastrój. Kiedy jednak ma władzę, potrzebuje "wezyrów".
Dornowi trzeba przyznać, że potrafi być niemiły (o czym wie każdy dziennikarz, który choć raz próbował zadzwonić na jego komórkę). Jednak nie można mu odmówić daru błyskotliwej riposty, bystrości spojrzenia i rzetelnej wiedzy. Nikt w PiS-ie nie miał i chyba jeszcze długo mieć nie będzie zdolności tak trzeźwej analizy i umiejętności wyciągania słusznych wniosków jak właśnie Ludwik Dorn. Dorn jako minister sympatii dziennikarzy nie budził, ale policję reformował dość skutecznie, gdyż do roli szefa MSWiA przygotowywał się co najmniej kilkanaście miesięcy. Różnica miedzy Dornem, a pozostałymi politykami PiS-u jest taka, że były marszałek Sejmu popełniał gafy swoimi wypowiedziami, ale działał bez pudła, gdy tymczasem większość jego kolegów mówi gładko i dobrze, ale z realizacją mają kłopoty. Wiedzy Ludwika Dorna nie zastąpi Kaczyńskiemu cała grupa politycznych karierowiczów w rodzaju Ziobry czy Suskiego. Na dworze „sułtana" Kaczyńskiego pozostała gromada „eunuchów", ale zabrakło na nim "wezyra".
Być może to chwilowo uspokoi wrzawę wokół PiS. Być może PiS po kolejnych trzech latach wpadek Platformy wygra wybory. Ale wtedy gromada „eunuchów" nie zastąpi „sułtanowi" utraconego "wezyra". "Eunuchy" są bowiem przydatne, gdy sułtan ma zły nastrój. Kiedy jednak ma władzę, potrzebuje "wezyrów".