"To jest dla mnie bardzo satysfakcjonująca informacja, ale też oczywiście odczuwam pewnego rodzaju żal, że postępowanie trwało tak długo" - powiedział Mularczyk.
Postępowanie w jego sprawie toczyło się od maja zeszłego roku, gdy Trybunał zajmował się wnioskiem SLD o zbadanie konstytucyjności ustaw lustracyjnej i o IPN. Miało ustalić, czy Mularczyk - z zawodu adwokat - występując przed TK dysponował pełnymi wiadomościami odnoszącymi się do sędziów Adama Jamroza i Mariana Grzybowskiego (których wyłączenia ze składu zażądał powołując się na to, że obu zarejestrowały służby specjalne PRL) i czy świadomie te wiadomości zataił.
Przewodniczący tamtej rozprawie prezes TK Jerzy Stępień po przerwie, w której obaj sędziowie zostali wyłączeni, oświadczył, że sędzia Jamróz kategorycznie odmówił współpracy, zaś sędzia Grzybowski został zarejestrowany przez wywiad już po wyborach z czerwca 1989 r., co - jak uznał Stępień - Mularczyk zataił.
Okręgowa Rada Adwokacka w Krakowie postawiła Mularczykowi, w oparciu o kodeks etyki adwokackiej, zarzuty dotyczące zatajenia podczas wystąpienia przed TK posiadanych informacji, co w konsekwencji mogło doprowadzić do bezzasadnego wyłączenia dwóch sędziów TK od orzekania, a postępowanie to mogło spowodować podważenie zaufania do zawodu adwokata w opinii publicznej. Sprawa trafiła potem na wyższy szczebel - do mec. Janusza Długopolskiego, który jest rzecznikiem dyscyplinarnym całej adwokatury.
W czwartek mec. Długopolski powiedział PAP, że postępowanie zostało umorzone, gdyż nie potwierdziło się w nim, że Mularczyk wprowadził w błąd Trybunał.
Co do sprawy sędziego Jamroza, to według mec. Długopolskiego z nadesłanych przez IPN materiałów nie wynika, by pisemna informacja o kategorycznej odmowie współpracy ze strony prof. Jamroza była w jego "teczce". "Zatem taka informacja albo nie istniała, albo pan poseł jej nie posiadł - a tym samym nie mógł nikogo wprowadzić w błąd" - wyjaśnił rzecznik.
Gdy chodzi o sprawę sędziego Grzybowskiego, to według rzecznika dyscyplinarnego, tutaj również nie można mówić o wprowadzaniu TK w błąd przez Mularczyka, bo dokładna data zarejestrowania Grzybowskiego przez wywiad - 20 czerwca 1989 r. była podana w notatce posła dla Trybunału. "Zatem sędziowie o tym wiedzieli" - konkluduje mec. Długopolski.
Postępowanie dyscyplinarne przeciągnęło się ponad rok, bo rzecznik miał trudności z uzyskaniem akt z IPN, a ponadto czekał na pełne akta śledztwa, jakie w sprawie wystąpienia Mularczyka przed TK toczy się w warszawskiej prokuraturze okręgowej.
W sierpniu uznała ona, że Mularczyk nie popełnił przestępstwa, bo dokumenty udostępniono mu w IPN w sposób zgodny z prawem. Dlatego odmówiono wszczęcia śledztwa, którego chciał Stępień. Postępowanie sprawdzające toczyło się pod kątem ewentualnego przestępstwa przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków funkcjonariusza publicznego (grozi za to do 3 lat więzienia).
W październiku ta decyzja została uchylona przez sąd, który nakazał jednak prokuraturze, by dokładnie przeanalizowała, czy poseł Mularczyk był w IPN i kto oraz w jakich okolicznościach udostępnił mu materiały o sędziach oraz czy poseł widział ich teczki, czy tylko wypisy z nich.
"Przeglądanie akt odbyło się zgodnie z prawem. Byłem w IPN, moje podpisy są na tzw. kartach kontrolnych akt, a także w księgach wejść i wyjść, widziało mnie tam kilka osób, któryś z pracowników wydawał mi te akta" - mówił Mularczyk po decyzji sądu.
"Wszystkie te okoliczności były przeze mnie rozważane w postępowaniu dyscyplinarnym" - dodał mec. Długopolski. Jego decyzja o umorzeniu jest nieprawomocna i Okręgowa Rada Adwokacka w Krakowie albo minister sprawiedliwości mogą się od niej odwołać; nie wiadomo, czy to uczynią.
W czerwcu IPN oświadczył, że udostępnienie przez nich Mularczykowi akt odbyło się zgodnie z prawem i zostało potwierdzone jego podpisem, o czym prezes IPN Janusz Kurtyka informował Stępnia pismem z 20 czerwca. Rzecznik prasowy Instytutu Andrzej Arseniuk informował wtedy, że Mularczyk potwierdził fakt zapoznania się z kopiami dokumentów, a jego podpis jest w karcie kontrolnej przy oryginale mikrofilmu nt. Jamroza. Według IPN, Stępień zapoznał się z jedną z kilku kopii dokumentów nt. Grzybowskiego, inną niż była udostępniona Mularczykowi.
Poseł PiS chce pozwać Stępnia za wypowiedzi pod swoim adresem, ale nie może ustalić adresu b. prezesa TK, pod który mógłby doręczyć pozew. Parlamentarzysta uciekał się nawet do niekonwencjonalnych metod, wzywając Stępnia za pośrednictwem mediów, by podał mu swój adres.
W czwartkowej rozmowie z PAP Mularczyk ocenił, że jego sprawa "pokazuje zachowanie tzw. naszych autorytetów".
"Ja przypomnę tylko, że po rozprawie przed TK zostałem gremialnie skrytykowany, potępiony w czambuł, nazwano mnie przestępcą. Robili to tacy panowie jak (prof. Andrzej) Zoll, (b. prezes TK Jerzy) Stępień, (b. prezes TK prof. Marek) Safian" - podkreślił Mularczyk.
"Oczekuję, że ci panowie nie będą czekali na wyroki sądowe, tylko przeproszą mnie za swoje słowa, które, jak wiemy dzisiaj, były nieprawdziwe i krzywdzące" - powiedział poseł PiS.pap, keb, ab