Na Zamku Królewskim w Warszawie odbył się szczyt szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, której od lipca przewodniczy Polska. W szczycie obok premierów Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Czech, Słowacji i Węgier) wzięli udział szefowie rządów państw bałtyckich.
"To spotkanie jest ewidentnym sukcesem, bo przedłużyliśmy - a przecież to są kluczowe dni i tygodnie - ten sojusz na rzecz dobrego dla tych państw kształtu pakietu" - ocenił premier w TVP Info.
Przyznał jednocześnie, że miał "większe obawy przed tym spotkaniem" ze względu m.in. na kryzys finansowy i "starania różnych krajów europejskich żeby uzyskać jak najwięcej dla siebie, a nie dla całości".
"To wszystko powodowało, że ja nie miałem wcale stuprocentowej pewności, że uda się osiągnąć sukces" - powiedział Tusk.
"Dzisiaj rozumiemy już w Polsce bardzo dobrze, że tu chodzi o czystość polskiej gospodarki i polskiego węgla, polskiej energetyki, cen prądu, dlatego walczymy naprawdę jak lwy. Dzisiaj mogę z pewnym poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i z poczuciem ulgi powiedzieć, że mimo różnych sygnałów dzisiaj stanęliśmy murem" - podkreślił szef rządu.
Zapewnił, że Polska nie narazi "na przesadne zagrożenia" ani swojej własnej gospodarki, ani gospodarek innych, słabszych państw UE.
Według niego, stanowisko to rozumieją nasi partnerzy, w tym prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
"Jesteśmy zainteresowani ochroną klimatu. Polska włożyła gigantyczny wysiłek, środki, czas, energię w to, żeby stać się państwem ekologicznie przyjaznym i takim dojrzałym. Chcemy być odpowiedzialni, tak jak te najbardziej rozwinięte kraje świata, chcemy być odpowiedzialni za globalny wymiar ochrony środowiska naturalnego i klimatu" - przekonywał premier.
Zastrzegł jednak, że chce również żeby państwa takie jak Polska oraz Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria, czyli nowe państwa Unii Europejskiej były traktowane uczciwie. "Nam chodzi tak na prawdę o rzetelne, uczciwe zasady" - zaznaczył Tusk.
Jak dodał, jeśli te zasady nie będą przestrzegane, to Polska "jest gotowa użyć najcięższych środków i argumentów". "I dlatego, że wszyscy wiedzą, że na prawdę jesteśmy gotowi, zaczynają już bardzo poważnie nas traktować" - ocenił premier.
Według niego, udało się przy pomocy liczb i faktów pokazać, że indywidualna gra słabszych państw skazuje je na porażkę. "Tylko perswazja przy użyciu argumentów wszystkich państw tego regionu może przynieść skutek" - zaznaczył szef rządu.
Wzbudzający coraz więcej kontrowersji pakiet klimatyczno-energetyczny - który ma zapewnić, że do 2020 roku UE zmniejszy emisję CO2 o 20 proc. - ma być przedmiotem porozumienia 27 unijnych państw i Parlamentu Europejskiego jeszcze do końca tego roku.
W październiku szefowie państw i rządów Unii zgodzili się, że polityczne porozumienie zapadnie najpierw na szczycie UE, dzięki czemu Polska zagwarantowała sobie prawo weta - decyzje na szczycie zapadają bowiem jednomyślnie.
Polska, z gospodarką w 94 proc. opartą na węglu, argumentuje, że realizacja ambitnych zobowiązań UE do redukcji emisji CO2 grozi drastyczną podwyżką cen prądu. A to dlatego, że KE zaproponowała, by wszystkie prawa do emisji w energetyce były sprzedawane na specjalnych aukcjach już od 2013 roku.
Ponadto Polska uważa, że pakiet naraża na szwank bezpieczeństwo energetyczne, bo zmusza do rezygnacji z rodzimego wysokoemisyjnego węgla na rzecz importowanego gazu.
pap, em, ND