Wolimy prywatne szpitale

Wolimy prywatne szpitale

Dodano:   /  Zmieniono: 
W zalewie informacji z okazji święta niepodległości i prezydenckiego balu, bez większego echa przeszedł niezwykle ważny artykuł w „Gazecie Prawnej”. Gazeta podaje, powołując się na Zieloną Księgę przygotowaną przez Ministerstwo Zdrowia, że prawie połowa polskich rodzin korzysta z prywatnych świadczeń zdrowotnych. Autorzy zwracają uwagę, że ta tendencja wzrasta; jeszcze kilka lat temu, tylko co czwarta polska rodzina korzystała z prywatnej służby zdrowia.
Wynika z tego, że co drugi Polak, pieniądze płacone w podatkach na państwową służbę zdrowia wyrzuca w błoto. I wszystko wskazuje na to, że będzie coraz gorzej: w państwową służbę zdrowia inwestować się będzie coraz więcej, a korzystać z jej usług będzie coraz mniej osób. Swoisty paradoks? Nie, raczej logiczny ciąg zdarzeń.
W prywatnych szpitalach i gabinetach nie ma tego, co często jest zmorą w publicznej służbie zdrowia: wielu niekompetentnych lekarzy, kolejek, zapisów, tynków spadających na głowę, wilgoci, fatalnych posiłków. Prywatny właściciel kliniki wie, że musi zatrudnić dobrych lekarzy (i dobrze im płacić), wyposażyć gabinety w najlepszy sprzęt, zatrudnić sympatyczne, uśmiechnięte pielęgniarki. Jeśli tego nie zrobi - zrobi to jego konkurent, a jemu zajrzy w oczy bankructwo. Czy ktoś słyszał, aby w prywatnej klinice lekarz zostawił narzędzie chirurgiczne w ciele pacjenta? Czy ktoś słyszał, aby niesympatyczna recepcjonistka obrażała pacjenta? Wszystkie te paradoksy, które w państwowych szpitalach są codziennością, w klinikach prywatnych po prostu nie istnieją.
Bo prywatna służba zdrowia to biznes. Tam najważniejszy jest klient czyli pacjent. Dlatego prywatna klinika stanie na głowie, by mu dogodzić. Państwowy szpital natomiast robi wszystko, aby pacjent poszedł i nie zawracał głowy. I trudno się dziwić, że pacjent - którego na to stać - idzie do prywatnych gabinetów, gdzie jest traktowany jak człowiek, a nie jak natręt.
Tylko po co za płacić za tak źle działającą służbę zdrowia? Po co mamy ją utrzymywać, skoro coraz mniej ludzi korzysta z jej usług, a jej wady widać gołym okiem? Odpowiedź jest prosta: nie chodzi o dobro pacjentów. Chodzi o armię urzędników, którzy żyją z regulacji służby zdrowia, z wymyślania kolejnych przepisów. Chodzi o stanowiska dla "swoich", którzy rozstrzygają przetargi. To dla nich jest państwowa służba zdrowia. Pacjent jest tylko "złem koniecznym", którego z państwowej kliniki należy się jak najszybciej pozbyć. I to jest argument, by państwową służbę zdrowia jak najszybciej  zlikwidować.