Komisja przesłuchiwała Kaczmarka od rana w trybie jawnym, a po południu - przez dwie godziny w trybie tajnym. Jak mówił po tym posiedzeniu Jacek Kurski (PiS), posłowie opozycji jeszcze nie zdążyli zadać swych pytań, bo cały ten czas zajęły pytania Sebastiana Karpiniuka (PO). Dlatego Kaczmarek będzie jeszcze zeznawać w środę i nie wiadomo, czy na tym swoje zeznania zakończy.
Karpiniuk uważa, że Kaczmarek na tajnym posiedzeniu ujawnił wiele istotnych i nieznanych wiadomości - także dotyczących członka komisji Arkadiusza Mularczyka (PiS), którego obiektywizm w tej sprawie każe stawiać pod znakiem zapytania. Ani Karpiniuk, ani Kaczmarek pytani przez dziennikarzy nie ujawnili żadnych szczegółów. Sam Mularczyk mówił, że jedynym celem tajnego posiedzenia było "dostarczenie Platformie amunicji na PiS, ale to same +ślepaki+".
Wcześniej w części jawnej Kaczmarek oświadczył pod przysięgą, że nie był źródłem przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Już po zeznaniach wyrażał wątpliwość, czy w ogóle był jakiś przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa, czy też próbowano taką teorią pokryć nieudolność prowadzących śledztwo.
"Oskarżam PiS o wykorzystanie aparatu państwowego do niszczenia jednostki, bezprawną inwigilację, wykorzystanie służb specjalnych, łamanie prawa, niesłuszne zatrzymanie i inspirowanie mediów do niszczenia jednostki" - powiedział Kaczmarek przed sejmową komisją, co Kurski uznał za nawiązanie do słynnej mowy pisarza Emila Zoli w obronie Alfreda Dreyfussa.
B. szef MSWiA potwierdził, że wie od Romana Giertycha, iż przed wybuchem afery gruntowej dowiedzieli się o niej posłowie LPR. PiS miał ich sondować, jak się zachowają, gdy afera dotknie polityków koalicyjnej Samoobrony.
Pytał o to - powołując się na doniesienia mediów - Karpiniuk. Kaczmarek potwierdził, że już po zwolnieniu z zatrzymania, we wrześniu zeszłego roku, Giertych, ówczesny lider LPR i wicepremier, poinformował go (a potem zeznał w prokuraturze), że trzy dni przed ujawnieniem sprawy odrolnienia działki na Mazurach Wojciech Wierzejski z LPR przekazał mu, że PiS szykuje "bombę" na Samoobronę.
Wierzejski miał to wiedzieć ze spotkania z zajmującymi się politycznym PR politykami PiS, którzy sondowali go, jak zachowa się LPR w przypadku pogrążenia Samoobrony. "O wszystkim wiem od pana Giertycha. Wiem też, że poseł Wierzejski miał wiedzę o sprawie odrolnienia gruntów" - oświadczył Kaczmarek.
Jak zeznał, po wielokroć o nieprawidłowościach w prokuraturze mówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Pytany przez Mularczyka, czemu - wiedząc o nieprawidłowości w działaniu prokuratury kierowanej przez Zbigniewa Ziobrę (PiS), czy o zakładaniu podsłuchów dziennikarzom - nie podał się do dymisji, Kaczmarek oświadczył, że miał świadomość, iż Ziobro jest członkiem PiS, podobnie jak ówczesny premier Jarosław Kaczyński. "Zna pan powiedzenie +jeśli wejdziesz między wrony+ i tak dalej" - odparł Kaczmarek.
"Punktem krytycznym była samobójcza śmierć Barbary Blidy. Skala nieprawidłowości była tam ogromna" - mówił dodając, że postanowił podzielić się swym niepokojem z ówczesnym szefem sejmowej komisji sprawiedliwości Cezarym Grabarczykiem (PO).
Jak zeznał Kaczmarek, Lech Kaczyński będąc ministrem sprawiedliwości i powołując go na funkcję zastępcy prokuratora generalnego, wiedział o jego dawnej przynależności do PZPR.
Kaczmarek podkreślił, że Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości dysponował jego aktami osobowymi z wszystkimi danymi na jego temat, a nie tylko ankietą personalną, w której według posłów PiS miał poświadczyć nieprawdę. "W obecności jeszcze jednej osoby miałem rozmowę z Lechem Kaczyńskim, któremu powiedziałem: +panie ministrze należałem do PZPR+" - zeznał.
Według niego to Ziobro poinformował, że premier zaproponuje mu funkcję ministra SWiA. Kaczmarek zapewnia, że nie zgadzał się na to, bo tak się umówili z żoną. "Premier Kaczyński, gdy mu odmówiłem, powiedział, że mnie rozumie, ale stawia go w trudnej sytuacji" - dodał.
Wówczas - jak mówił Kaczmarek - postanowił wybrać się do prezydenta Kaczyńskiego, który miał mu powiedzieć: "zrobiłeś bardzo źle odmawiając bratu". "Wtedy ja poinformowałem pana prezydenta, że umówiliśmy się z żoną, iż nie wyrażę zgody, bo chcieliśmy mieć więcej czasu dla siebie. Pan prezydent osobiście do mojej żony zadzwonił i ją namawiał, prosił też, by przyjechała z Trójmiasta do Warszawy. Następnego dnia wspólnie jedliśmy kolację" - relacjonował.
"Pamiętam, że wtedy prezydent powiedział do mnie: +Janusz, przyjaźń nie polega na tym, że się miło rozmawia i miło pije się wino, ale na tym, że się coś wykonuje, jeśli przyjaciel prosi+. Wtedy zgodziliśmy się z żoną. Krótko potem dzwonił premier Kaczyński i pytał jak negocjacje z moją żoną" - powiedział Kaczmarek.
Kaczmarek odmówił odpowiedzi na pytania o okoliczności poznania się z Ryszardem Krauze i o swoje kontakty z nim oraz z posłem Lechem Woszczerowiczem z Samoobrony, z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i b. prezesem PZU Jaromirem Netzlem.
Pytany przez Mularczyka, czy to jemu Kornatowski - były prokurator z Gdyni - zawdzięcza swą karierę, Kaczmarek odpowiedział, że to Zbigniew Ziobro lansował pomysł mianowania Kornatowskiego na komendanta głównego policji i przekonywał do tego premiera Kaczyńskiego.
Zanim rozpoczęło się przesłuchanie Mularczyk protestował przeciw zaczynaniu nowego wątku przed skończeniem badania sprawy dotyczącej okoliczności zatrzymania ministra Tomasza Lipca i zaplanowanym na przyszłą środę posiedzeniem Trybunału Konstytucyjnego ws. legalności komisji śledczej.
Szef komisji Andrzej Czuma (PO) odparł, że zajęcie się nową sprawą zaproponował całej komisji, co ona zatwierdziła, zaś zakończenie prac nad wątkiem sprawy Lipca "utrudnia CBA". Jak ujawnił Czuma, Biuro od dłuższego czasu nie chce udostępnić komisji billingów z telefonu, który otrzymała od CBA i używała szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Elżbieta Janicka. "Trudno czekać na uprzejmość CBA" - dodał.
Jeszcze wcześniej oświadczenie złożył wiceszef komisji Mieczysław Łuczak (PSL). Ujawnił on, że CBA prowadzi kontrolę jego majątku, co poseł uznaje za szykanowanie go jako członka komisji badającej postępowanie CBA i narażanie jego reputacji na szwank.
"Proszę o objęcie mnie ochroną, gdyż nie chciałbym skończyć swej pracy w komisji w sposób podobny, jak skończyła się praca przewodniczącego komisji Józefa Gruszki" - powiedział Łuczak. Gruszka - poseł PSL przedostatniej kadencji i szef komisji śledczej ds. PKN Orlen doznał wylewu przed zakończeniem jej prac, jest sparaliżowany.
Szef CBA Mariusz Kamiński w odpowiedzi na zarzuty posła w liście do przewodniczącego komisji podkreślił, że "nie ma żadnej wiedzy uzasadniającej tego rodzaju szokujące twierdzenia".
W piśmie zwrócił się do Czumy o przekazanie informacji, które uzasadniałyby obawy Łuczaka. "W mojej ocenie stwierdzenia Pan Posła Mieczysława Łuczaka są jedynie wyrazem jego negatywnych emocji wobec CBA, a zarazem mogą świadczyć o braku obiektywizmu niezbędnego w pracach Komisji Śledczej" - zaznaczył Kamiński.ND, ab, PAP, keb