"Nie jestem nikim szczególnym, nikogo nie nauczam, uważam się za jednego z sześciu miliardów ludzi. Jeśli ktoś przyszedł z oczekiwaniami wobec Dalajlamy, to się rozczaruje" - zastrzegł.
Apelował o oczyszczenie umysłu od gniewu, strachu, żądzy władzy i o praktykowanie współczucia także wobec tych, do których nie żywi się przyjaznych uczuć. W wykładzie powracał do wątków głoszonej przez siebie nauki, o tym, że wszyscy, niezależnie od zewnętrznych różnic, dążą do tego samego - szczęścia i radości.
Zaznaczył, że choć w wieku 16 lat stracił wolność, a sześć lat później musiał opuścić ojczyznę, z której od pół wieku docierają do niego przeważnie złe wiadomości, to innym uchodźcom z Tybetu powtarza, że współczucie jest warunkiem spokoju i właściwej oceny sytuacji. "Pokój to nie brak problemów, one będą zawsze; ważne, by je rozwiązywać bez uciekania się do przemocy" - powiedział.
Odpowiadał także na pytania zebranych. Na pytanie, co robić, by położyć kres chińskim represjom wobec Tybetańczyków, przyznał, że "to trudne, bo druga strona nie ma zwyczaju posługiwania się zdrowym rozsądkiem ani wyciągania wniosków". "Jeśli spojrzeć wąsko, sprawa Tybetu wydaje się beznadziejna. Jednak jestem przekonany, że solidarność, którą nam okazujecie, będzie dobrze służyła naszej sprawie - dodał. Za powód do nadziei uznał też sympatię i solidarność okazywaną przez Tybetańczykom przez chińskich intelektualistów i studentów.
Gdy przeczytano mu zagadnienie, "czy wróci do nas w następnym życiu", zaśmiał się i odparł, że jeszcze w tym kilka razy zawita do Polski. Dodał, że chciałby się odrodzić tam, gdzie będzie najbardziej użyteczny.
Na pytanie, jaką medytację praktykował Budda pod drzewem Bothi odrzekł" "Nie wiem". Na koniec zwrócił się do słuchaczy: "Jeśli uznaliście to, co mówiłem, za interesujące, rozwijajcie to sami, jeśli uznaliście, że to, co mówiłem, jest bez znaczenia, po prostu zapomnijcie".
"Walka o wolność i poszanowanie praw jednostek dawno już przekroczyła granice państw, a podróżujący pielgrzym jest symbolem tej wielkiej zmiany" - powiedziała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która powitała gościa.
Zaproszenia na wykład, którego słuchali także mieszkający w Polsce Tybetańczycy, zostały rozdane na początku grudnia w ciągu niespełna godziny. Przed halą, do której wpuszczano po kontroli przez funkcjonariuszy BOR, ustawiono telebim, przed którym kilkadziesiąt osób oglądało transmisję wystąpienia.
"To było ciekawe doświadczenie. Chciałam zobaczyć Dalajlamę na żywo i udało mi się. To były inne słowa niż te, które słyszymy na co dzień" - powiedziała Anna Wodecka, studentka UW.
"Od razu widać, że to święty człowiek, pełen mądrości i miłości. To on powinien rządzić Polską, a nie nasi jadowici politycy. Wtedy byłoby wreszcie dobrze" - podsumowała Jadwiga Malinowska z Bielan.
Przeciw wykładowi Dalajlamy protestowała kobieta, której zdaniem - wyrażonym na trzymanym przez nią plakacie - "Jagiellonowie się w grobach przewracają, jak widzą komu doktorat honoris causa przyznają".
Pobyt w Polsce Dalajlama XIV zakończy w piątek rano. Niewykluczone, że tego dnia spotka się jeszcze z przedstawicielami społeczności tybetańskiej w naszym kraju.
W trakcie wizyty w Polsce duchowy przywódca Tybetańczyków odwiedził Gdańsk (jako noblista był jednym z uczestników uroczystości z okazji 25. rocznicy przyznania Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla), Kraków oraz Wrocław.
Tenzin Gyatso urodził się w 1935 r. w północno-wschodnim Tybecie. Dwa lata później rozpoznano w nim kolejne, czternaste wcielenie Dalajlamy. Został wyświęcony na mnicha, a w wieku pięciu lat intronizowany. Od 1959 r. przebywa na emigracji w Indiach, gdzie kieruje emigracyjnym rządem. W 1989 r. został laureatem pokojowej Nagrody Nobla. Był w Polsce wcześniej dwa razy - w 1993 oraz w 2000 roku.ND, ab, PAP