"Nikt nie zadeptał śladów na miejscu zabójstwa gen. Papały"

"Nikt nie zadeptał śladów na miejscu zabójstwa gen. Papały"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nikt nie zadeptał żadnych śladów na miejscu zabójstwa gen. Marka Papały - zeznał przed Sądem Okręgowym w Warszawie prok. Jerzy Mierzewski, który od ponad 10 lat prowadzi śledztwo w sprawie tego niewyjaśnionego do dziś zabójstwa byłego szefa polskiej policji.

Mierzewski był świadkiem w procesie cywilnym, jaki Leszek Miller, b. premier z SLD, wytoczył Zbigniewowi Ziobrze, b. ministrowi sprawiedliwości z PiS, za  jego słowa, że Miller miał "zadeptywać" miejsce zbrodni. Miller domaga się przeprosin i wpłaty 30 tys. zł na dom dziecka. Ziobro wnosi o oddalenie pozwu. Po raz drugi przed sądem pojawili się zarówno powód, jak i pozwany.

"Zabezpieczono te ślady, które można było zabezpieczyć" - oświadczył sądowi Mierzewski. Dodał, że "śladów za wiele być nie mogło, bo sprawca podszedł do  samochodu, oddał strzał i odszedł, a jego identyfikacja będzie bardzo trudna, bo  nikt nie widział jego twarzy". "Nie mam wiedzy, by ktokolwiek umyślnie lub  nieumyślnie zacierał ślady" - zeznał prokurator. "Gdybym miał wiarygodną informację, że pan Miller celowo je zacierał, to niezależnie od funkcji, miałby postawione zarzuty, a takiej możliwości w śledztwie nie rozważano nawet teoretycznie" - dodał.

Podkreślił, że był zdumiony inkryminowanymi słowami Ziobry, który wcześniej nie pytał go o tę okoliczność. Zdaniem Mierzewskiego, aby ślady zadeptano, obok samochodu z ciałem Papały "musiałby przejść dziki tłum ludzi", a pewne ślady jednak znaleziono.

Dodał, że odkryto np. odcisk protektora podeszwy we krwi -  potem ustalono, że był to "odcisk buta wdowy, która weszła w kałużę krwi"; ponadto pies podjął trop za sprawcą, który potem się urwał. Łuski nie znaleziono zaś dlatego, że sprawca - według Mierzewskiego - albo miał coś, w co ją chwycił, np. torbę na ręku albo też strzelał z rewolweru (który nie wyrzuca łusek).

Mierzewski zeznał, że nie widział Millera na miejscu zabójstwa, choć policjanci mówili mu, że jest on "w tłumie za policyjnymi taśmami". Dodał, że  trudno w otwartym terenie określić precyzyjnie granice "miejsca zabójstwa".

Ziobro podkreślał, że według przepisów na takie miejsce nie może wchodzić nikt postronny. Mierzewski powiedział zaś, że samo "wejście za taśmę" nie jest jeszcze przedmiotem postępowania, bo "teren odgrodzony taśmami zawsze jest większy niż obszar poddany ścisłym oględzinom".

Prokurator dodał, że tezę, iż ślady zadeptał tłum osób postronnych, "jako pierwsza postawiła chyba dziennikarka Dorota Kania, choć wcześniej sama pisała, że na miejscu znaleziono fragmenty łańcucha DNA sprawcy" (czemu Mierzewski zaprzeczył). "Były różne bzdury; inny dziennikarz pytał mnie, czemu nie  zabezpieczono źrenic generała, bo w nich utrwalił się przecież obraz zabójcy; pisano też o podsłuchu w trumnie Papały" - oświadczył.

Według Mierzewskiego dowodzący akcją "nie zgłaszali problemów z  zabezpieczeniem miejsca zdarzenia"; nie sygnalizowano mu też, "by mogło dojść do  niezabezpieczenia śladów z uwagi na osoby postronne". Przyznał, że już po fakcie dowiedział się, że na miejscu był też Edward Mazur, którego "przesłuchano tej samej nocy". Zapowiedział, że prześle sądowi te zeznania, choć podkreślał, że  nie dotyczą one przedmiotu tego procesu.

Na wniosek strony pozwanej Mierzewskiego wezwano ponownie do sądu na 13 marca 2009 r.

"To był czarny dzień dla pana Ziobro" - powiedział po rozprawie Miller. Dodał, że dziwi się, że Ziobro chce jeszcze kontynuować ten proces. Sam Ziobro z  niczego się nie wycofuje.

"Pan Miller twierdził wcześniej, że nie przekraczał policyjnych taśm, a faktem podanym przez innych świadków, policjantów z miejsca zdarzenia, jest, iż był on wewnątrz taśm" - powiedział. Ziobro podkreśla też, że w swej wypowiedzi opierał się na materiałach śledztwa i nie wskazywał na  "celowe działanie" Millera.

Inny świadek, wdowa po gen. Papale, Małgorzata, zeznała w środę, że nie zwracała uwagi, kto przyjechał na miejsce zbrodni. Pamiętała, że podszedł do  niej Miller, który złożył jej kondolencje. "Nie pamiętam, kto, gdzie wtedy stał; nie to było dla mnie wtedy rzeczą najważniejszą" - dodała. "Wypowiedzi publiczne Millera świadczyły o tym, że jest zainteresowany wyjaśnieniem sprawy" -  oświadczyła, pytana przez Ziobrę, czy wie, co Miller robił potem jako premier w  tej sprawie. "Mąż zawsze bardzo dobrze wypowiadał się na temat swego przełożonego; myślę, że pan Miller był w przyjaźni z mężem" - dodała (gdy Papała był szefem policji, Miler był szefem MSWiA). "Uważam, że cała sprawa jest wykorzystywana politycznie, bez względu na opcję polityczną" - powiedziała wdowa.

25 czerwca 1998 r. Papała, były już wtedy komendant główny policji, został zastrzelony w samochodzie pod blokiem, w którym mieszkał w Warszawie. Poszukiwania zabójcy trwają do dziś. W sprawie przewijało się nazwisko Edwarda Mazura, polonijnego przedsiębiorcy z Chicago. W lipcu 2007 r., gdy amerykański sąd nie zgodził się na ekstradycję Mazura do Polski, Ziobro mówił na konferencji w ministerstwie, że Miller najpierw "zadeptywał" miejsce zbrodni, a potem jego rząd nie robił nic, by sprowadzić Mazura do Polski. Gdy Miller zapowiedział wytoczenie mu procesu, Ziobro replikował, że jest on "osobiście politycznie odpowiedzialny za umożliwienie ucieczki Edwarda Mazura z Polski". Te słowa także są przedmiotem pozwu Millera. Ziobro podkreśla zaś, że prokuratura uznała potem za błąd decyzję o niearesztowaniu Mazura za rządów SLD.

Miller mówił, że Mazura poznał w latach 90. w Chicago, a potem "mógł go  widywać na okolicznościowych imprezach". Według Millera, sprawa była wykorzystywana w walce politycznej. Za najbardziej "dosadny" jej przejaw uznał pytania w 2003 r. w sejmowej komisji śledczej badającą aferę Lwa Rywina, gdy Ziobro, który był jej członkiem, sugerował, że Miller był "prawie zainteresowany morderstwem Papały". To wtedy padły słynne słowa Millera do Ziobry: "Pan jest zerem".

ND, PAP