Zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego będą ważnym testem sondażowej popularności PO i roli PiS do dalszego odgrywania głównej partii opozycyjnej. Stąd korzystny wizerunek w mediach jest dla tych ugrupowań rzeczą kluczową. W odróżnieniu od partii Jarosława Kaczyńskiego, Platforma nie mogła jednak próbować zmienić zbyt niezależnego Urbańskiego na kogoś bardziej uległego. Na przeszkodzie stał brak własnych przedstawicieli we władzach spółki.
W radzie nadzorczej TVP większość natomiast stanowią członkowie rekomendowani przez Ligę Polskich Rodzin i Samoobronę. Ci reprezentantami „przystawek" są jednak już tylko z nazwy – trudno się spodziewać, by dogorywające partie mogły jeszcze wywierać na nich jakiś wpływ. Bardziej do nich pasuje określenie „wolnych elektronów," chwilowo niezwiązanych z nikim i rozpaczliwie szukających nowego politycznego protektora. Dlatego obie strony mogły zawrzeć nieformalne porozumienie – „przystawki" wyczyszczą telewizję z PiS-owców, za to Platforma zadba o ich przyszłość.Farfał i spółka nie dostaną oczywiście telewizji na stałe – otwarte łączenie tych postaci z Platformą wywołałoby zbyt wielki skandal. Mogą jednak przy zamieszaniu, jakie wywołała obecna sytuacja i przeciągających się pracom nad nową ustawą przetrwać na stanowiskach do wyborów. Jeśli zakończą się one rezultatem korzystnym dla Platformy, obecne władze TVP czeka zapewne miękkie lądowanie w którejś z państwowych spółek.
Sprawdzianem tej hipotezy będą decyzje personalne podjęte przez nowy zarząd. Jeśli potwierdzą się plotki o zwolnieniu takich osób jak Patrycja Kotecka czy Anita Gargas oraz powrocie na wizję Hanny Lis będzie to oznaczało, że karty w mediach publicznych rozdaje PO.