"Nie przewiduję exodusu polityków PO do PE"

"Co do pewnej zasady jestem przywiązany, chociaż w praktyce nie zawsze jestem w stanie wyegzekwować to w 100 proc.: jeśli, ktoś się decyduje na bycie ministrem, to póki przełożony - w tym przypadku ja - ocenia, że powinien być dalej ministrem, nie powinien szukać innego zajęcia" - powiedział premier podczas środowej konferencji prasowej.

Jak podkreślił, jeżeli ktoś jest obecnie np. burmistrzem, marszałkiem województwa lub senatorem, powinien do końca kadencji to "brzemię i ten zaszczyt jakoś dźwigać".

Premier przyznał, że w opinii niektórych polityków bycie europosłem, to "wielki plaster miodu", o którym nie jeden z nich marzy. "Nie odczuwam takiej presji i nie ma kolejki przed moimi drzwiami ludzi, którzy mówią, że by bardzo chcieli do PE" - zaznaczył Tusk.

W jego ocenie, przyszłoroczne wybory do europarlamentu nie wzbudzą szczególnych emocji, gdyż Polacy - zdaniem premiera - mądrze oceniają, że nie wpływają one na władzę i atmosferę w Polsce.

"W Polsce mniej więcej żyje się tak samo przed jak i po wyborach do PE. Jest jednak pewien element, który powoduje, że jednak pięć lat temu (w 2004 r.) ponad 20 proc. ludzi poszło do wyborów" - podkreślił premier.

Jak zaznaczył, tym elementem jest najczęściej poczucie wstydu, ponieważ skuteczność polskiego działania poza granicami kraju w dość istotny sposób zależy od jakości, poziomu, stylu działania naszych reprezentantów, w tym europarlamentarzystów.

"Przypuszczam, że Polacy będą szczególnie wyczuleni, czy na listach (wyborczych) są politycy +spadochroniarze+ - nieudolny poseł czy przegrany minister, i tym kandydatom nie wróżę sukcesu, czy na listach będą autentyczne gwiazdy - fachowcy, o których wszyscy z zamkniętymi oczami mogą powiedzieć, że to jest rzeczywiście człowiek na to miejsce" - podkreślił Tusk.