W spotkaniu wezmą udział przedstawiciele związków zawodowych, pracodawców, samorządowców, ekonomiści.
"Jeżeli pan premier będzie się dobrze czuł, to zapraszam" - powiedział prezydent na konferencji prasowej we Wrocławiu. Niektóre media donosiły, że premier jest chory. Sam szef rządu poinformował we wtorek, że się przeziębił, ale - jak podkreślił - jego "forma nie jest taka tragiczna".
"Jeśli (prezydent) zdąży mnie do środy zaprosić na szczyt, to jeśli to tylko będzie możliwe, oczywiście chętnie z tego zaproszenia skorzystam" - odpowiedział na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu Tusk. Zastrzegł jednocześnie, że do tej pory takiego zaproszenia nie dostał.
"Z zaproszenia skorzystam, nawet jeśli ono przyjdzie na godzinę przed szczytem. Sprawa jest ważna. Nie po to prosiłem wszystkich partnerów społecznych o poważną rozmowę na temat tego, co możemy razem zrobić, żeby zwracać dzisiaj uwagę na etykietę i takie zasady dobrego wychowania" - zaznaczył premier.
Zaproszenie na spotkanie u prezydenta otrzymali też inni przedstawiciele rządu: wicepremier, minister gospodarki - Waldemar Pawlak, minister pracy i polityki społecznej - Jolanta Fedak oraz minister w kancelarii premiera - Michał Boni. Wicepremier Pawlak z przyczyn osobistych nie będzie uczestniczył w szczycie.
"To nie jest impreza poza rządem. To jest impreza, na której rząd będzie reprezentowany" - podkreślił prezydent, pytany o możliwości współpracy z Radą Ministrów w obliczu kryzysu. Jak zaznaczył, jego wysiłki skupiały się na tym, żeby rozmawiać z przedstawicielami sektora finansowego, prywatnych przedsiębiorców, związków zawodowych, ale także NBP, Rady Polityki Pieniężnej i "próbować kojarzyć różnego rodzaju przekonania".
Prezydent podkreślił, że nie był zapraszany przez stronę rządową aby współpracować w walce z kryzysem. Jednak zaznaczył, że jest do tego zawsze gotów.
Zastrzegł, że chciałby mieć podstawowe informacje np. o "owych rzekomych rokowaniach" w sprawie ERM2. Poniedziałkowy "Dziennik" napisał, że rząd trzy tygodnie temu zaczął negocjacje w sprawie wejścia Polski do korytarza walutowego, tzw. ERM2, będącego poczekalnią przed wprowadzeniem euro. Pełnomocnik rządu ds. koordynacji przygotowań do wprowadzenia euro Ludwik Kotecki temu zaprzeczył.
"O tym, że w ogóle tego rodzaju decyzje zapadają, ja informowany nie jestem. Przykro mi, ale tutaj inicjatywa powinna pochodzić od tych, którzy posiadają te informacje" - podkreślił L.Kaczyński.
W ocenie prezydenta, decyzja w sprawie ERM2 musi być uzgodniona z NBP. "ERM2 jest czymś, co w prawie określa się jako espektatywę, coś co jest prawem potencjalnym, jest to droga do euro, a wprowadzenie euro wymaga niewątpliwie zmiany konstytucji" - powiedział L.Kaczyński.
"Ale jeżeli nawet można powiedzieć, że bezpośredniej sprzeczności nie ma między tymi dwoma działaniami, pośrednia sprzeczność występuje" - dodał.
Według prezydenta, wejście do ERM2 ograniczy możliwość aktywnego zwalczania kryzysu gospodarczego. "To dolewanie wody do ogniska, które i tak wskutek deszczu, jakim jest kryzys, przygasło" - powiedział. Jego zdaniem, to jest niebezpieczne.
"Po drugie, to może bardzo dużo kosztować, bo to jest zobowiązanie do tego, że ruch waluty nie będzie ani o 15 proc. w jedną i drugą stronę. Jeżeli byłaby taka tendencja, to trzeba interweniować na wielką skalę. To może bardzo drogo kosztować" - mówił prezydent.
Zwrócił uwagę także, "że doświadczenia Grecji i Portugalii, w jakimś zakresie, wskazują na to, że okres po wprowadzeniu euro nie był zbyt szczęśliwy".
Lech Kaczyński podkreślił także, że Polki i Polacy mają prawo do uczciwej debaty na temat wejścia do strefy euro, a nie "do skrótów myślowych, które nie odpowiadają rzeczywistości". "O to mam największe pretensje" - przyznał. Zdaniem prezydenta, sprawa wejścia do strefy euro musi być dyskutowana, bo "są zalety, są wady", ale konieczna jest "poważna debata, a nie żarty".ab, pap
Czytaj też: Nudziarz, nie rzecznik!