Na cmentarzu na wzgórzu Golm przedstawiciele lokalnych władz niemieckich i polskich oraz mieszkańcy Świnoujścia uczcili pamięć ofiar, odmawiając modlitwę prowadzoną przez dwoje niemieckich pastorów oraz pastora z katedry w Coventry. Złożono kwiaty i zapalono znicze.
Pastor David Porter, dyrektor International Center for Reconciliation (Międzynarodowe Centrum Pojednania - PAP), działającego przy katedrze w Coventry, przekazał na ręce pastor z Penneminde Mariki Gehlaar symboliczne krzyże z gwoździ - jeden dla parafii w Krummin i Karlshagen, drugi dla Ośrodka Spotkań Młodzieży Golm w Kamminke.
International Center for Reconciliation rozpoczęło swoją działalność zaraz po drugiej wojnie światowej w Coventry, mieście zniszczonym przez niemiecki nalot. Organizacja postawiła sobie za cel nawiązanie kontaktów i pojednanie z mieszkańcami innych miast ciężko doświadczonych w wyniku działań wojennych. Krzyż z gwoździ, który stał się symbolem tej działalności, odnaleziony został podczas uprzątania gruzów zniszczonej przez nalot katedry w Coventry. Powstał on z trzech gwoździ więźby dachowej wydobytych ze zgliszczy. Krzyż z Coventry, przyznawany jest różnym organizacjom na całym świecie, zaangażowanym w pracę służącą pojednaniu. W marcu 1945 roku Świnoujście było bazą niemieckiej marynarki wojennej, ośrodkiem szkolenia kadr wojska, ważnym węzłem komunikacyjnym, znajdowały się tu również składy amunicji i paliwa.
Jak ustalił historyk dr Józef Pluciński, badający historię miasta, w czasie nalotu w Świnoujściu mogło przebywać nawet 70 tys. uchodźców niemieckich z terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną.
"Ze względu na strategiczną rolę obiektów znajdujących się w Świnoujściu Amerykanie na prośbę dowództwa Armii Czerwonej zdecydowali się na jego zbombardowanie. Jak podają amerykańskie źródła 12 marca rano z lotnisk w Wielkiej Brytanii i Francji wyleciało 661 bombowców w eskorcie 200 myśliwców z 8 Flotylli Powietrznej USA. Bombardowanie zaczęło się o 12.00 i trwało 40 minut. Samoloty zrzuciły łącznie 3218 bomb burzących i zapalających o łącznej wadze ponad 1600 ton" - czytamy w artykule autorstwa dr Plucińskiego publikowanym w piśmie "Nowy Wyspiarz".
Ponieważ nie wszystkie maszyny zdołały zrzucić swój ładunek na wyznaczone cele, pewna część ich spadła na teren zadrzewiony czyli Park Zdrojowy w centrum miasta. Podyktowane to było względami humanitarnymi, by zmniejszyć liczbę ofiar wśród cywili. Jednak wobec braku schronów przeciwlotniczych Park był ostatnim miejscem schronienia dla tysięcy uchodźców.
"Oparte na oficjalnych meldunkach niemieckich władz szacunki podają, dzień po nalocie, że zginęło 1500 osób a 2 tys. zostało rannych. W trakcie przeszukiwania zniszczeń i wydobywania spod gruzów ciał liczba ofiar wzrosła do 10 tys. Z czasem w szacunkach niemieckich historyków a zwłaszcza polityków wzrosła do trudnych do udokumentowania 23 tysięcy osób" - powiedział PAP dr Pluciński.
Większości ofiar nalotu nie można było zidentyfikować. Ciała chowano w zbiorowych mogiłach na cmentarzu na zboczu góry Golm koło Kamminke. Część grzebano w parku i na wydmach - szczątki ludzkie odnajdywano jeszcze dziesiątki lat po wojnie.
"W ocenie dowództwa amerykańskich sił powietrznych cel nalotu został osiągnięty - zniszczona została ważna baza Kriegsmarine na Bałtyku. W sprzeczności z tym pozostaje fakt, że składy amunicji i paliw zostały nienaruszone, port nie został zablokowany nawet na jeden dzień, nie zniszczono też żadnego okrętu bojowego (zatopiono 7 statków cywilnych i prom). Z tego względu historycy niemieccy często określali ten nalot jako atak terrorystyczny, wymierzony przeciwko ludności cywilnej" - twierdzi dr Pluciński.
Według niego, największą odpowiedzialność za tragedię ponosi tu jednak dowództwo armii niemieckiej, które dopuściło do tak dużej kumulacji ludności cywilnej w miejscu będącym ważną bazą wojskową.pap, em