Wbrew dotychczasowym zapowiedziom prezydent i premier mają polecą do Brukseli razem. Wcześniej w obu kancelariach informowano, że Donald Tusk poleci do Brukseli w czwartek rano, następnie samolot rządowy miał wrócić do Warszawy i ok. godz. 13 zabrać do Brukseli prezydenta.
W środę wieczorem poinformowano w Kancelarii Prezydenta, że nastąpiła zmiana planów i prezydent razem z premierem wyleci do Brukseli w czwartek po godz. 8 rano.
Według ministra w Kancelarii Prezydenta Mariusza Handzlika, Lech Kaczyński spotka się w czwartek, przed rozpoczęciem unijnego szczytu, z premierem przewodniczących obecnie Unii Czech Mirkiem Topolankiem.
Donald Tusk przed rozpoczęciem szczytu weźmie natomiast udział w spotkaniu liderów Europejskiej Partii Ludowej. Premier spotka się też z szefami rządów: Ukrainy, Węgier i Danii. W piątek - po zakończeniu dwudniowych obrad - obaj politycy wrócą razem do Warszawy samolotem rządowym.
Uczestnicy szczytu mają rozmawiać przede wszystkim o pobudzaniu gospodarki w kryzysie; skoncentrują się na propozycji pięciomiliardowego planu inwestycji w projekty energetyczne, szerokopasmowy internet i rolnictwo.
Wciąż jednak nie ma zgody na to kilku krajów, w tym przede wszystkim Niemiec, które jako główny płatnik do unijnej kasy nie chcą wydawać na innych. Plan inwestycyjny oprotestowują też Portugalia i Rumunia.
"Niemcy wykazały maksimum dobrej woli podczas ostatniego kryzysu gazowego, ale dobra wola dobrą wolą, a regulacje regulacjami. Nie wiemy, czy Niemcy zdecydują się na samotne, antyeuropejskie weto" - powiedziały w przeddzień szczytu źródła w polskim rządzie.
Wspierane przez Komisję Europejską czeskie przewodnictwo UE jest zdeterminowane, by doprowadzić do porozumienia w tej sprawie na szczycie.
"Będziemy bronili zasady, że unijny recovery plan ma opiewać na nie mniej niż 5 miliardów, a pieniądze mają być przeznaczone na załączoną listę projektów. Polska ma szansę stać się największym beneficjentem netto tego planu. Mówimy o kwocie około 330 milionów euro" - powiedziały w środę źródła rządowe.
Wśród projektów, na jakie Polska ma szansę otrzymać pieniądze są m.in. instalacja CCS dla elektrowni Bełchatów (180 milionów euro), gazoport w Świnoujściu (80 milionów euro). Polska miałaby też otrzymać pieniądze w ramach tzw. rewersów na gazociągach (rewersy pozwalają na pompowanie gazu w odwrotnym niż normalnie kierunku), a także w ramach projektu gazociągu Skanled.
Czwartkowo-piątkowy szczyt w Brukseli ma dać też impuls do realizacji unijnego planu działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego i solidarności energetycznej.
Tak jak chciała Polska, przywódcy podkreślą konieczność dywersyfikacji nie tylko dróg, ale i źródeł dostaw surowców energetycznych do UE, co ma służyć uniezależnieniu się od Rosji. Do połowy roku - wynika z projektu wniosków końcowych - KE ma przedstawić "konkretny mechanizm", który ułatwi UE dostęp do gazu z regionu Morza Kaspijskiego - co oznacza dalsze promowanie sztandarowego projektu gazociągu Nabucco.
Polski rząd chce zabiegać o to, aby wśród projektów finansowanych z recovery plan znalazło się konkretnie właśnie Nabucco, ale w UE pojawiają się też propozycje, aby mówić raczej szerzej o "południowym korytarzu", który miałby oznaczać m.in. interkonektor Grecja-Włochy po dnie Morza Egejskiego.
Przywódcy przyjmą też na szczycie harmonogram prac nad wzmacnianiem bezpieczeństwa energetycznego UE oraz deklarację przed kopenhaską konferencją w sprawie zmian klimatycznych.
Po przyjęciu własnego planu walki z ociepleniem klimatu, UE chce zobowiązać się do pomocy biedniejszym krajom trzecim w redukcji CO2.
Polska domaga się, by KE oszacowała ich potrzeby i zaproponowała podział kosztów wsparcia na poszczególne kraje unijne.
Źródła rządowe podkreślają, że mowa jest o rocznych kosztach ponoszonych przez UE jako całość na poziomie 20-40 mld euro. "Pytanie, w jaki sposób kraje członkowskie miałyby się składać na ten fundusz. O tym będzie się przede wszystkim toczyć dyskusja. Można składać się w skali zależącej od tego, kto ile emituje, ale oczywiście dla Polski byłaby to katastrofa. My chcemy, aby poziom wkładu zależał od PKB" - podkreślają źródła rządowe.
Dla Polski na szczycie ważne będzie też ostateczne zaaprobowanie Partnerstwa Wschodniego, czyli zainicjowanego przez Warszawę projektu wzmacniania regionalnej współpracy ze wschodnimi sąsiadami UE. Chodzi o to, by uroczysta inauguracja Partnerstwa Wschodniego nastąpiła 7 maja na szczycie UE w Pradze z udziałem zainteresowanych sześciu krajów: Ukrainy, Gruzji, Mołdawii, Białorusi, Armenii i Azerbejdżanu.
W poniedziałek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ocenił w Brukseli, że "nie będzie już kontrowersji", również w kwestiach finansowych. Komisja Europejska zaproponowała przeznaczyć na Partnerstwo Wschodnie dodatkowe 600 mln euro. Polska chce, aby ta suma została zapisana w konkluzjach szczytu.
"Mamy nadzieję bliską pewności, że w konkluzjach szczytu - i w założeniach do konkluzji - uda się zamieścić zapis, który podtrzyma kwotę 600 milionów euro, nawet jeśli nie będzie tam ona literalnie wpisana, to w konkluzjach znajdzie się odwołanie do niej. Dla nas najważniejsze jest, że Partnerstwo Wschodnie jest już +dobrze zaparkowane+ i że nic złego się z nim nie stanie" - zaznaczają polskie źródła.
Polska chce też rozmawiać o kształcie nowelizacji dyrektywy ws. bezpieczeństwa dostaw gazu, którą KE ma przedstawić jeszcze w tym roku.
Polsce zależy na zredefiniowaniu pojęcia kryzysu energetycznego, w wyniku którego kraje członkowskie byłyby zobowiązane do pomocy członkowi UE, który ucierpiał na wstrzymaniu dostaw.
Przywódcy krajów UE mają też poprzeć założenia reformy rynków finansowych, opartych na raporcie tzw. grupy de Larosiere'a, których celem jest uczynienie rynków i instytucji finansowych bardziej bezpiecznymi dla inwestorów.
KE liczy, że propozycje ekspertów (w tym Leszka Balcerowicza) będą częścią stanowiska UE na spotkanie najbogatszych i najszybciej rozwijających się gospodarek świata G20 w Londynie 2 kwietnia.
Wśród propozycji na londyński szczyt znajdzie się zwiększenie funduszy MFW do 500 mld dolarów. UE ma wesprzeć instytucję dodatkowymi kredytami w wysokości 75-100 mld USD.
Z projektu wniosków końcowych ze szczytu wynika też, że UE będzie domagać się w Londynie większej regulacji i nadzoru nad agencjami ratingowymi, walki z rajami podatkowymi i ogłoszenia ich czarnej listy, a także "wspólnych zasad", które zapobiegną rozdmuchanym zarobkom bankowców.
ab, em, ND, papZobacz: Donald Tusk w "Czterech pancernych"