Ręce precz od Zyzaka!

Ręce precz od Zyzaka!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Awantura o ostatnią książkę poświęconą Lechowi Wałęsie, pokazuje, że to nie były prezydent jest obiektem nagonki.

W normalnym kraju, który respektuje wolność słowa, przyjęte jest, że o osobach publicznych można pisać w różnoraki sposób – i dobrze, i źle. W normalnym kraju bohater publikacji nie groziłby emigracją za to, że pisze się o nim inaczej niż bałwochwalczo. W normalnych warunkach również szef rządu nie wysuwałby gróźb wobec instytucji zatrudniającej autora (która poza tym nie ma z książką nic wspólnego). Ale w Polsce w odniesieniu do Lecha Wałęsy warunki zdecydowanie nie są normalne.

Czy chodzi tutaj, jak twierdzą niektórzy, o elementarny szacunek, należny wielkim Polakom? Nie za bardzo. „Fakty i Mity" kilkakrotnie publikowały sensacyjne historie o dziecku Jana Pawła II. Nie zainteresował się nimi pies z kulawą nogą. Stawiając ryzykowne założenie, że papież jest postacią co najmniej tego samego formatu co Wałęsa, widzimy wyraźnie, że obowiązują tu podwójne standardy.

Czy może chodzi o umniejszanie miejsca byłego prezydenta w historii? Również nie. Potwierdzają to główne zarzuty stawiane książce. Zyzak nie neguje dokonań Wałęsy po 1980 r., a gromy spuszczane na jego głowę tyczą się rzeczy znacznie bardziej prozaicznych. Nawet jeśli Wałęsa sikał do chrzcielnicy, miał syna z nieprawego łoża i kolaborował z SB – to co? Czy z nieślubnym dzieckiem obalał komunę mniej skutecznie niż bez niego? Bycie wielkim rodakiem nie oznacza automatycznie bycia świętą krową.

Dyskusja szybko zresztą skierowała się na stare koleiny. Ofiarami nagonki, oprócz nieszczęsnego autora, padli tradycyjni chłopcy do bicia, czyli Sławomir Cenckiewicz z Piotrem Gontarczykiem oraz Instytut Pamięci Narodowej. Najbardziej spektakularnie zachował się poseł Rybicki, słowami o zawistnych wieśniakach obrażając jedną trzecią narodu. Logicznie rzecz biorąc, jeśli Tusk miałby komukolwiek grozić, to Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, bo to na nim Zyzak obronił pracę magisterską, która stała się podstawą do inkryminowanej publikacji. Ale, jak widać, logika ustąpiła miejsca posługiwaniu się zgranymi kliszami.

Oczywiście, można wysuwać pod adresem pracy Zyzaka zastrzeżenia natury merytorycznej (zrobił to zresztą Piotr Gontarczyk). Ale nie można odmawiać mu prawa do jej wydania i podpisania się własnym nazwiskiem. Na rynku jest już obecna autobiografia byłego prezydenta, przedstawiająca jego życie z innej perspektywy. O tym, komu wierzyć, powinni jedynie decydować czytelnicy.

Tymczasem cała sytuacja – jakże akuratnie – wpisuje się w tok myślenia definiowany powiedzeniem przypisywanym nobliście: „Miała być demokracja, a tu każdy ma własne zdanie."