W maju na procesie ws. Nangar Khel: Szczygło, Klich, Tomaszycki

W maju na procesie ws. Nangar Khel: Szczygło, Klich, Tomaszycki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Już w maju na procesie żołnierzy oskarżonych o zabicie cywili w Afganistanie w charakterze świadków zeznawać będą m.in. ówczesny szef MON Aleksander Szczygło, jego następca na tym stanowisku Bogdan Klich oraz dowódca kontyngentu podczas pierwszej zmiany gen. Marek Tomaszycki.

Niewykluczone, że na jednym z majowych terminów stawi się także dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.

Informację taką przekazano na zakończenie czwartkowej rozprawy procesu toczącego się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. Terminy rozpraw wyznaczono na 12, 13 i 14 maja oraz 19, 20 i 21 maja. Wezwane wówczas zostaną także rodziny oskarżonych.

W czwartek zeznania złożył kpr. Rafał B., który był na miejscu zdarzenia tuż po zajściu. "Nie mogłem zrozumieć jak mogło do tego dojść. Czułem się winny jako Polak i jako żołnierz. Polakiem muszę i chcę być, a co do munduru - chciałem go zrzucić" - mówił przed sądem, wskazując, że zdecydował się jednak na pozostanie w wojsku.

To, co zobaczył w wiosce, opisuje krótko - "obraz zniszczenia". "Musiałem tam być jakieś 10 minut po ustaniu ostrzału; ofiary śmiertelne były już ułożone w rzędzie pod ścianą" - zeznał świadek.

"Byli ranni. Udzielałem im pomocy - podawałem nosze, zmieniałem chłopakom rękawiczki. Nie czułem się na siłach, by oceniać urazy" - mówił.

Jak podał, amerykańskie śmigłowce, które zabierały rannych, zostały ostrzelane z broni maszynowej, odpowiedziały ogniem.

Świadek wyraził przekonanie, że "incydent w wiosce przyćmił sukces" polskich żołnierzy, jakim było w tamtym czasie zatrzymanie ważnego taliba - chyba numeru trzy na liście poszukiwanych".

"Amerykanie szybko go przejęli, więc byłem jednym z niewielu, którzy go widzieli" - podkreślił. "Wymienili go później za przetrzymywanych przez talibów Koreańczyków" - dodał.

Świadek z uznaniem wyrażał się o zasiadającym na ławie oskarżonych dowódcy bazy mjr. Olgierdzie C. "Moim kapralskim zdaniem - jako żołnierza niskiego szczebla, widać, że dowódca został wrobiony, rzucony na pożarcie, bo wiadomo, że winny musi być" - powiedział.

Mówiąc o żołnierzach z 1. Plutonu Szturmowego, w skład którego wchodzili oskarżeni, świadek powiedział, że :nie miał z nimi specjalnego kontaktu, bo ich zachowanie nieszczególnie mu odpowiadało". Na pytanie jednego z oskarżonych przyznał jednocześnie, że był czas, kiedy chciał przenieść się do 1. Plutonu Szturmowego.

"Na początku misji chciałem być przydzielony do 1. Plutonu Szturmowego, bo chciałem być +w linii+, nie +w sztabie+. Tylko tam były wakaty kierowców po tych, którzy zrotowali się wcześniej do kraju" - powiedział kpr. B.

Wskutek ostrzału z moździerza i wielkokalibrowego karabinu maszynowego w sierpniu 2007 z rąk polskich żołnierzy w okolicy wioski Nangar Khel w Afganistanie zginęło na miejscu sześć osób - dwie kobiety, mężczyzna i troje dzieci. Dwie kolejne zmarły w szpitalu.

Sześciu wojskowych jest oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi dożywocie, jeden o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - 25 lat więzienia. Żołnierze nie przyznają się do winy.

ND, PAP