Premier Donald Tusk powiedział w poniedziałek, że uroczystość związana z 20. rocznicą odzyskania wolności i upadku komunizmu w Europie Środkowej prawdopodobnie się nie odbędzie, jeśli potwierdzi się informacja, że miałaby ona zostać zakłócona.
4 czerwca w Gdańsku na placu Solidarności, na którym stoi Pomnik Poległych Stoczniowców, planowano spotkanie szefów rządów wielu państw z młodzieżą. Na ten sam dzień w tym miejscu związkowcy z Solidarności zapowiedzieli manifestacje w obronie stoczni i "wszystkich ludzi, którzy są zwalniani".
"Jeżeli związkowcy będą znowu prowokować burdy i dojdzie do bijatyki, to lepiej takich żenujących scen nie przeżywać, lepiej nie narażać Polski na kompromitację" - powiedział Chlebowski.
Jak dodał, 4 czerwca to wielka data w historii Polski. "Dlatego i tak będziemy ją świętować w ten, czy inny sposób" - podkreślił Chlebowski.
Marszałek Sejmu powiedział zaś dziennikarzom, że słowa premiera traktuje jako "smutną konstatację", że uroczystości 4 czerwca "mogą być popsute poprzez urządzanie awantury przed bramą Stoczni Gdańskiej, a więc w świętym miejscu dla Polaków i wszystkich ludzi Solidarności".
Zdaniem Komorowskiego nie chodzi tylko o zakłócenie gdańskich obchodów, ale też o "likwidowanie szansy na pozytywną promocję Polski i jej gigantycznej, decydującej roli" w procesie odzyskania demokracji przez Europę środkowo-wschodnią.
Marszałek dodał, że "współczuje premierowi", a jego słowa uważa za zapowiedź "być może decyzji niesłychanie trudnej". "Mam cały czas nadzieję, że te uroczystości 4 czerwca będą miały miejsce w Gdańsku" - zaznaczył.
Komorowski przypomniał, że również w parlamencie w ramach obchodów 20. rocznicy przełomu 1989 roku odbędzie się spotkanie przewodniczących parlamentów z krajów Unii Europejskiej oraz z krajów, które "dążą w tej chwili do uzyskania swoje szansy na członkostwo w NATO i UE"
"Te uroczystości na pewno będą miały miejsce, ale mogą być bogatsze, bardziej radosne" - dodał marszałek.
ND, PAP