W najcięższym stanie jest oficer BOR-u, którego przez ponad godzinę wyciągano ze śmigłowca. W wyniku uderzenia śmigłowca o ziemię został on uwięziony między fotelami. Prawdopodobnie ma obrażenia wewnętrzne. Operowana będzie pracownica CIR-u, która ma uszkodzone płuco (odma). Jak zapewniła dr Rydzewska, nie jest to poważne obrażenie, zagrażające życiu, ale wymaga szybkiej interwencji chirurgicznej. Lekarze opatrują też ranę szefowej gabinetu politycznego premiera Aleksandrze Jakubowskiej. Według nieoficjalnych informacji, ranni są też oficerowie BOR-u; jeden ma otwarte złamanie uda, inni są poturbowani.
Ranni zostali rozwiezieni do kilku warszawskich szpitali: m.in. przy ul. Woloskiej, ul. Szaserów, ul. Solec i Stępińskiej.
Katastrofa wydarzyła się w Pilawie koło Chojnowa, 14 km od lotniska Okęcie. Śmigłowiec premiera, który wracał z Dolnego Śląska do Warszawy, już przygotowywał się do lądowania, gdy nastąpiła awaria. Na jego pokładzie znajdowało się 15 osób, w tym czterech członków załogi.
Znany jest już prawdopodobny przebieg wypadków. Około 18.30 przestał pracować pierwszy silnik. Tracąc gwałtownie wysokość i obawiając się uderzenia w zabudowania, pilot gwałtownie poderwał maszynę i wzbił się wyżej. Wtedy wysiadł drugi silnik. Jak twierdzą świadkowie, z uszkodzonych silników, widać było wydobywające się kłęby dymu. Chcąc zamortyzować upadek, pilot skierował maszynę na drzewa, ściął je i z ogromną siłą, po czym śmigłowiec uderzył o ziemię.
O wypadku miała poinformować przypadkowa osoba. "Zadzwonił do straży pożarnej w Piasecznie i powiedział, że coś się strasznego stało. Wyjaśniał, że słyszał dźwięk silnika helikoptera a później nagle wszystko ucichło. Na miejsce najpierw przyjechał patrol policji" - relacjonował świadek zdarzenia.
"Śmigłowiec jest praktycznie cały strzaskany. Prawdopodobnie runął, bo przestały pracować silniki. Ma połamane śmigła. Obcięte są konary drzew na wysokości jednej trzeciej w promieniu ok. 50 metrów od miejsca wypadku" - powiedział inny świadek.
Po wypadku straż pożarna i policja zabezpieczyły teren. Maszyna została pokryta pianą, ponieważ istniało poważne niebezpieczeństwo, że wybuchnie. Z baków zostało też usunięte paliwo - ok. 400 litrów.
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Czesław Piątas powołał komisję do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Jej pracami kieruje płk Ryszard Michałowski inspektor bezpieczeństwa lotów sił zbrojnych RP.
Według rzecznika prasowego rządu Marcina Kaszuby, przyczyną awaryjnego lądowania najprawdopodobniej była awaria silników, być może związana z ich oblodzeniem.
"Przyczyn wypadku dopatrywalibyśmy się w stanie technicznym sprzętu, który nam służy, a konkretnie tego, jak długo jest eksploatowany i jaki ma przebieg" - powiedziała pragnąca zachować anonimowość osoba związana z ochroną najważniejszych osób w państwie.
Według Tomasza Chybkiego z redakcji "Skrzydlatej Polski", śmigłowiec którym premier wracał w czwartek z Dolnego Śląska do Warszawy wyprodukowany został 26 lat temu. W maju 2002 przechodził przegląd techniczny. Miał prawo latać jeszcze przez dwa lata - do 2005. Jego zdaniem z opisu świadków wynika, że przerwał pracę jeden z silników, wtedy pilot poderwał maszynę na drugim silniku, który również przerwał pracę.
Mi-8 uznawane są za bardzo bezpieczne maszyny i nie przypominam sobie jakiejś katastrofy z ich udziałem - mówił Chybki.
Śmigłowiec Mi-8 to konstrukcja z lat 60. Pułk Lotnictwa, który obsługuje rząd, ma do dyspozycji kilka takich śmigłowców. Regularnie przechodzą przeglądy techniczne i otrzymują certyfikaty dopuszczające do ruchu powietrznego.
em, pap