Wałęsa i Wachowski wytoczyli proces Kaczyńskiemu za to, że jeszcze jako minister sprawiedliwości w 2001 r. w rozmowie na antenie Radia Zet nazwał Wachowskiego "wielokrotnym przestępcą", a o Wałęsie powiedział, że "dopuszczał się przestępstw". Kaczyński wyjaśniał potem, że jego wypowiedź na temat Wałęsy polegała na tym, że to prowadząca audycję Monika Olejnik zapytała go o wypowiedziane dzień wcześniej słowa jego brata Jarosława, na temat Wałęsy - Lech Kaczyński jedynie je potwierdził.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał jednak, że Kaczyński swoimi wypowiedziami naruszył dobra osobiste Wałęsy i Wachowskiego i nakazał mu przeproszenie obu urażonych oraz wpłacenie 10 tys. zł na cel społeczny.
Prezydent Warszawy chciał, by Sąd Najwyższy uchylił to rozstrzygnięcie. Zarzucał, że sąd apelacyjny pozbawił go możliwości obrony, bo nie odroczył jednej z rozpraw.
Wyroków bronili pełnomocnicy Wałęsy i Wachowskiego. "Pozwany domagał się w tej sprawie szczególnego traktowania, a odwołując się mówi tylko, że jest niezadowolony z wyroku nie podając żadnych argumentów. Nie udowodnił ani tego, by pan Wachowski był przestępcą, ani tego, że pan Wałęsa dopuszczał się przestępstw" - mówił przed sądem pełnomocnik Wachowskiego, mec. Jerzy Porczyński.
Reprezentująca Wałęsę mec. Ewelina Wolańska oświadczyła, że jej mocodawca nie chciał wytaczać procesu Kaczyńskiemu bezpośrednio po jego wypowiedzi, bo była kampania wyborcza, a on "nie chciał przeszkadzać" - dopiero po wyborach, gdy były prezydent nie doczekał się przeprosin, zdecydował się na pójście do sądu.
"Czekałam po rozprawach na słowa +odwołuję i przepraszam". Był na to czas. Do dziś myślałam, że tak się stanie" - mówiła mecenas prosząc sąd, by "uświadomił Kaczyńskiemu w wyroku, czym jest prawo i sprawiedliwość".
Sąd Najwyższy ogłaszając wyrok nie dopatrzył się jednak żadnych uchybień w wyrokach niższych instancji. "Obowiązki związane z uczestnictwem w konferencji lub urlop wypoczynkowy pełnomocnika nie są przesłankami, na podstawie których sąd winien jest odroczyć rozprawę" - tłumaczył w ustnym uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Marian Kocoń.
Odnosząc się wprost do inkryminowanych słów Kaczyńskiego sąd stwierdził w czwartek, że "osoba o wysokim wykształceniu prawniczym (Kaczyński jest profesorem prawa - PAP) ma świadomość, jakie mogą być skutki takiej wypowiedzi".
Pełnomocnik prezydenta Warszawy mec. Jacek Gutkowski powiedział PAP po wyroku, że nie rozmawiał jeszcze ze swoim mocodawcą i nie może powiedzieć, jaka będzie jego reakcja. Przyznał, że ostateczny wyrok Sądu Najwyższego w sprawie cywilnej nakazuje opublikowanie w Radiu Zet i "Gazecie Wyborczej" przeprosin za naruszenie dóbr osobistych Wałęsy i Wachowskiego raz wpłatę 10 tys. zł na Archiwum Pomorskie Armii Krajowej.
Trudno, żeby taki wyrok Sądu Najwyższego zasługiwał na moją akceptację - tak Lech Kaczyński skomentował dla PAP wyrok.
Zadowolenia z wyroku nie krył natomiast Wachowski. "Trzeba chronić Warszawę przed Kaczyńskim, to bo nieudacznik" - powiedział w rozmowie z dziennikarzami i zapewnił, że można cytować tę jego wypowiedź i że nie obawia się jej ewentualnych konsekwencji.
"Będziemy prowadzić sprawę karną. Tam będę miał możliwość przedstawienia swojego stanowiska" - mówi Kaczyński. Chodzi o toczący się przed Sądem Rejonowym w Warszawie proces karny z prywatnego oskarżenia Wałęsy i Wachowskiego, którzy chcą uznania Kaczyńskiego za winnego przestępstwa zniesławienia ich tą samą wypowiedzią. Ten proces - w przypadku przegranej Kaczyńskiego - mógłby oznaczać dla niego utratę mandatu prezydenta stolicy.
Ustawa o bezpośrednim wyborze prezydenta miasta stanowi, że wygaśnięcie mandatu prezydenta następuje m.in. na skutek prawomocnego skazującego wyroku sądu, orzeczonego za przestępstwo umyślne. Sprawa ta jednak nie ma jednoznacznej interpretacji, prawnicy dyskutują nad formalnościami, m.in. o tym, kto i w jakim trybie miałby stwierdzać wygaśnięcie mandatu prezydenta miasta.
em, ss, pap