Rotterdam, holenderski statek z azbestem, cumujący w porcie Gdańsku musi opuścić polskie wody terytorialne - poinformował na konferencji minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki.
Holenderski transatlantyk Rotterdam wpłynął do portu w Gdańsku w lutym 2006 r., aby przeprowadzić remont. Jednostka miała być przerobiona na centrum hotelowo-szkoleniowe. Na statku jest ok. 180 ton azbestu, co wzbudza niepokój i protesty ekologów. Ok. 100 ton tego rakotwórczego materiału miałoby być usunięte w czasie remontu z konstrukcji kadłuba, reszta to luźny azbest w workach, o którego obecności na pokładzie kapitan Rotterdamu nie poinformował władz portu w Gdańsku, przed uzyskaniem pozwolenia na cumowanie.
Urząd Morski w Gdyni, w czerwcu br. nakazał Rotterdamowi opuszczenie polskiego obszaru morskiego. Armator odwołał się od tej decyzji. Jednak minister Wiechecki zdecydował we wtorek o utrzymaniu w mocy nakazu urzędu morskiego.
Armator wstrzymuje się od komentowania decyzji ministra, do czasu jej oficjalnego otrzymania - poinformowała PAP we wtorek agencja PR odpowiedzialna za kontakty z mediami w imieniu armatora Rotterdamu.
Minister Wiechecki wyraził też nadzieję, że prokuratura zbada okoliczności zatajenia przez kapitana Rotterdamu informacji o znajdującym się na statku ładunku azbestu. "Azbest był składowany w chłodniach przeznaczonych na żywność, a nie w normalnych ładowniach. Gdyby administracja morska wiedziała o tym, nie wpuściłaby statku do Polski" - podkreślił Wiechecki.
Wiechecki podkreślił, że jeżeli Rotterdam nie odpłynie, to wojewoda pomorski wynajmie firmę, która odholuje statek poza polskie wody terytorialne, a kosztami będzie obciążony armator. Według Wiecheckiego, koszt może wynieść ok. 150 tys. dolarów.
"Liczymy, że armator na własny koszt odholuje statek i poza polskimi wodami terytorialnymi wyładuje niebezpieczne odpady" - powiedział minister. Zaznaczył, że polskie władze nie wyrażą zgody na przeładunek azbestu w porcie, ani na redzie.
Na redzie portu w Gdańsku stoi statek "Celica", który przypłynął, aby odebrać odpady azbestowe z Rotterdamu. Agent jednostki poinformował, że sposób i miejsce przeładunku odpadów zostanie podane w późniejszym terminie po uzgodnieniu z odpowiednimi polskimi władzami.
Wiechecki mówił też, że na Rotterdamie, podczas postoju w porcie, bez zezwolenia prowadzono prace. Na pokład dostarczano sprzęt i sprowadzano pracowników nieświadomych zagrożenia związanego z azbestem.
"Ci ludzie nie byli informowani, że mieliby pracować przy azbeście. Dochodziło nawet do sytuacji, iż byli oni rekrutowani z osób bezdomnych" - wyjaśnił Wiechecki.
Dodał, że w tej nielegalnej działalności brały udział polskie firmy. Nie wymienił o jakie firmy chodzi. Zaznaczył tylko, że nie chodzi o stocznie w Gdańsku i w Gdyni.
pap, ss
Urząd Morski w Gdyni, w czerwcu br. nakazał Rotterdamowi opuszczenie polskiego obszaru morskiego. Armator odwołał się od tej decyzji. Jednak minister Wiechecki zdecydował we wtorek o utrzymaniu w mocy nakazu urzędu morskiego.
Armator wstrzymuje się od komentowania decyzji ministra, do czasu jej oficjalnego otrzymania - poinformowała PAP we wtorek agencja PR odpowiedzialna za kontakty z mediami w imieniu armatora Rotterdamu.
Minister Wiechecki wyraził też nadzieję, że prokuratura zbada okoliczności zatajenia przez kapitana Rotterdamu informacji o znajdującym się na statku ładunku azbestu. "Azbest był składowany w chłodniach przeznaczonych na żywność, a nie w normalnych ładowniach. Gdyby administracja morska wiedziała o tym, nie wpuściłaby statku do Polski" - podkreślił Wiechecki.
Wiechecki podkreślił, że jeżeli Rotterdam nie odpłynie, to wojewoda pomorski wynajmie firmę, która odholuje statek poza polskie wody terytorialne, a kosztami będzie obciążony armator. Według Wiecheckiego, koszt może wynieść ok. 150 tys. dolarów.
"Liczymy, że armator na własny koszt odholuje statek i poza polskimi wodami terytorialnymi wyładuje niebezpieczne odpady" - powiedział minister. Zaznaczył, że polskie władze nie wyrażą zgody na przeładunek azbestu w porcie, ani na redzie.
Na redzie portu w Gdańsku stoi statek "Celica", który przypłynął, aby odebrać odpady azbestowe z Rotterdamu. Agent jednostki poinformował, że sposób i miejsce przeładunku odpadów zostanie podane w późniejszym terminie po uzgodnieniu z odpowiednimi polskimi władzami.
Wiechecki mówił też, że na Rotterdamie, podczas postoju w porcie, bez zezwolenia prowadzono prace. Na pokład dostarczano sprzęt i sprowadzano pracowników nieświadomych zagrożenia związanego z azbestem.
"Ci ludzie nie byli informowani, że mieliby pracować przy azbeście. Dochodziło nawet do sytuacji, iż byli oni rekrutowani z osób bezdomnych" - wyjaśnił Wiechecki.
Dodał, że w tej nielegalnej działalności brały udział polskie firmy. Nie wymienił o jakie firmy chodzi. Zaznaczył tylko, że nie chodzi o stocznie w Gdańsku i w Gdyni.
pap, ss