"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałkowym wydaniu, że syn Kaczmarka jest jedną z 68 osób, które dostały się w 2004 r. na wydział prawa Uniwersytetu Gdańskiego po odwołaniu, bo uzyskał za mało punktów na egzaminie, by dostać się w pierwszym etapie rekrutacji. Według gazety, dostał się na Uniwersytet Gdański dzięki pozycji ojca.
Zdaniem Ziobry, Kaczmarek nie podjął żadnych działań, które miałyby pomóc jego synowi w dostaniu się na studia. "Nie wykonał żadnego telefonu w tej sprawie, do nikogo nie zwracał się z prośbą, na nikogo nie wywierał jakichkolwiek nacisków". "Syn Prokuratora Krajowego w swoim odwołaniu wskazywał motywacje, dla których chce zostać prawnikiem. Podał m.in., że chce kontynuować dłuższą tradycję rodzinną, nie tylko swojego ojca, oraz że miał wysoką średnią ocen" - przekonuje Ziobro.
"To niezwykle smutne, że skoro nie można nic +znaleźć+ na doskonałego prokuratora, jakim jest Janusz Kaczmarek, atakuje się jego najbliższą rodzinę. Warto zaznaczyć, że dla wielu środowisk działania podejmowane przez prokuraturę kierowaną między innymi przez Janusza Kaczmarka, są niewygodne i zagrażają ich interesom" - napisał minister sprawiedliwości w oświadczeniu. "Zdezawuowanie jego pozycji zawodowej na pewno ucieszyłoby wielu przestępców. Jednak te nadzieje spełzną na niczym. Ja jestem tego gwarantem" - zapewnił.
W artykule "GW" napisała również, że gdy o aferze z odwołaniami na prawo w Gdańsku zrobiło się głośno, ojciec doradził synowi, by po pierwszym roku "schował się" w Toruniu. Według cytowanego przez "GW" prokuratora Kaczmarka, powodem przenosin syna miała być też treść rozmowy między profesorem z Uniwersytetu Gdańskiego a pewną osobą, która miała powiedzieć, że Kaczmarek uwziął się na niego. Profesor miał na to odpowiedzieć, żeby się nie martwił, bo "jego syn jest u nas na uniwersytecie".
pap, em