Prawdopodobnie już w marcu wyższe wypłaty dostaną niemal wszyscy pracownicy urzędów miast i gmin: od prezydenta miasta, przez naczelników wydziałów, kierowników, dyrektorów, po gońców i sprzątaczki. Szeregowy urzędnik zatrudniony na stanowisku podinspektora zamiast obecnych 900 zł będzie mógł otrzymać nawet 1400 zł, strażnik miejski może liczyć na pensję do 2800 zł (dziś - maksymalnie 2340 zł), zaś najwyższa pensja samodzielnego referenta będzie mogła podskoczyć z 2210 do 2600 zł - zapowiada "Polska".
Podwyżki mają przyciągnąć do administracji młodych, dobrze wykształconych ludzi, a także doświadczonych profesjonalistów: prawników, architektów, inżynierów czy specjalistów od pozyskiwania środków unijnych. Dziś wybierają lepiej płatną pracę w prywatnych firmach lub wyjeżdżają za granicę.
- Samorządowcy proszą, by przysłać do nich absolwentów, tyle że młodych, dynamicznych i przedsiębiorczych ludzi błyskawicznie wchłaniają bogate firmy - mówi prof. Leon Kieres, senator i wykładowca na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. W efekcie wiele kluczowych stanowisk w urzędach jest nieobsadzonych. W warszawskim urzędzie miejskim od pół roku nie ma np. naczelnika ds. dozoru inwestycji ogólnomiejskich.
Brak kompetentnych ludzi w administracji utrudnia życie petentom. W źle zorganizowanych i zarządzanych urzędach tygodniami trzeba czekać na decyzje meldunkowe, wydanie prawa jazdy czy pozwolenia na budowę. Resort pracy ma też nadzieję, że podwyżki pomogą w ukróceniu korupcji, która jest plagą polskich urzędów.