Niemcy są usłane niewybuchami, które z czasem stanowią coraz większe zagrożenie, ostrzega „Der Speigel”.
W Niemczech co roku odnajduje się ponad 2 tysiące ton amerykańskich i brytyjskich bomb lotniczych i wszelkiego rodzaju amunicji – od niemieckich granatów ręcznych po miny przeciwczołgowe, aż po skorupy rosyjskich pocisków artyleryjskich. Coraz częściej z powodu wykrycia niewybuchu trzeba zamykać, a nawet ewakuować autostrady i ulice miast.
„Nazistowskie Niemcy pierwsze przeprowadziły masowe ataki powietrzne na obiekty cywilne w czasie drugiej wojny światowej, niszcząc Warszawę i Londyn. Jednak zebrały żniwo kiedy alianci przez pięć lat prowadzili naloty bombowe, podczas których zrzucili 1,9 milionów ton bomb, niszcząc niemiecki przemysł. W nalotach tych zginęło około 500 tysięcy ludzi", pisze dziennik.
Szacuje się, że nie eksplodowało od 5 do 15 procent bomb, czyli między 95 tysięcy a 285 tysięcy ton. Podczas odbudowy kraju po wojnie władze Niemiec nie miały czasu ani środków na zlokalizowanie i pozbycie się niewybuchów. Dlatego ta śmiertelna spuścizna do tej pory leży uśpiona pod powierzchnią niemieckich ulic.
„Gdyby ktoś prowadził systematyczne i intensywne poszukiwania, zlokalizowanie bomb nie zajęłoby dużo czasu, jednak brakuje pieniędzy. Politycy uważają, że skoro niewybuchy leżą tak długo, trzeba je tam zostawić, nikomu nic się nie stanie, jednak zaczną zwracać uwagę, gdy już dojdzie do tragedii", twierdzi Hans-Jürgen Weise jeden z najbardziej doświadczonych ekspertów zajmujących się detonacją ładunków w Niemczech.
„Nazistowskie Niemcy pierwsze przeprowadziły masowe ataki powietrzne na obiekty cywilne w czasie drugiej wojny światowej, niszcząc Warszawę i Londyn. Jednak zebrały żniwo kiedy alianci przez pięć lat prowadzili naloty bombowe, podczas których zrzucili 1,9 milionów ton bomb, niszcząc niemiecki przemysł. W nalotach tych zginęło około 500 tysięcy ludzi", pisze dziennik.
Szacuje się, że nie eksplodowało od 5 do 15 procent bomb, czyli między 95 tysięcy a 285 tysięcy ton. Podczas odbudowy kraju po wojnie władze Niemiec nie miały czasu ani środków na zlokalizowanie i pozbycie się niewybuchów. Dlatego ta śmiertelna spuścizna do tej pory leży uśpiona pod powierzchnią niemieckich ulic.
„Gdyby ktoś prowadził systematyczne i intensywne poszukiwania, zlokalizowanie bomb nie zajęłoby dużo czasu, jednak brakuje pieniędzy. Politycy uważają, że skoro niewybuchy leżą tak długo, trzeba je tam zostawić, nikomu nic się nie stanie, jednak zaczną zwracać uwagę, gdy już dojdzie do tragedii", twierdzi Hans-Jürgen Weise jeden z najbardziej doświadczonych ekspertów zajmujących się detonacją ładunków w Niemczech.