Przemysław Gosiewski przejechał 110 000 km (co odpowiada trzykrotnemu okrążeniu kuli ziemskiej), zużył 15 tys. litrów paliwa za pieniądze podatników. Koszt - 66 tys. zł - pisze "Super Express".
Spośród wszystkich szefów klubów - pisze gazeta - to on od początku kadencji przejechał najwięcej kilometrów - aż 110 tysięcy! To aż 10 tys. kilometrów w miesiącu. Ile z tego przejechał rzeczywiście służbowo, a ile prywatnie? Tego obliczyć się nie da.
Gosiewski mieszka od wielu lat na warszawskiej Woli. Do Sejmu na ul. Wiejską oraz do klubu PiS przy ul. Nowogrodzkiej ma ledwie kilka kilometrów. Zdecydowanie dalej do swoich biur poselskich w Kielcach i Włoszczowie, gdzie od dwóch lat dzięki jego staraniom zatrzymują się pociągi kursujące na trasie Warszawa - Kraków. Ale nawet biorąc pod uwagę częste podróże do swojego okręgu wyborczego, trudno wyjeździć 10 tys. km w miesiącu! Co ciekawe, z dokumentów Kancelarii Sejmu wynika, że licznik służbowej toyoty byłego wicepremiera w okresie od 26 lipca do 31 sierpnia, czyli w wakacyjnej przerwie między obradami Sejmu, wybił 10 tys. 031 km. I były to kursy wyłącznie poza stolicą. Z informacji "SE" wynika, że podróżował z rodziną m.in. po Podkarpaciu, był także w Austrii i Niemczech. W sierpniu odwiedzał też swoją matkę Jadwigę Gosiewską (70 l.) nad morzem w Darłowie.
Gazeta przypomina, że m.in. w marcu przyłapała żonę b. wicepremiera Beatę Gosiewską (39 l.), jak służbowym samochodem męża z kierowcą odwozi dzieci na zajęcia z judo i jedzie na zakupy. A ostatnio, jak polityk zawoził sejmową limuzyną swoje pociechy do szkoły. Na nasze apele o zwrot pieniędzy za te kursy szef klubu PiS w ogóle nie zareagował.
Szefowie pozostałych trzech klubów w Sejmie przejechali łącznie 145 tys. kilometrów - czyli średnio po ok. 50 tys. km na głowę - ujawnia gazeta.
Gosiewski mieszka od wielu lat na warszawskiej Woli. Do Sejmu na ul. Wiejską oraz do klubu PiS przy ul. Nowogrodzkiej ma ledwie kilka kilometrów. Zdecydowanie dalej do swoich biur poselskich w Kielcach i Włoszczowie, gdzie od dwóch lat dzięki jego staraniom zatrzymują się pociągi kursujące na trasie Warszawa - Kraków. Ale nawet biorąc pod uwagę częste podróże do swojego okręgu wyborczego, trudno wyjeździć 10 tys. km w miesiącu! Co ciekawe, z dokumentów Kancelarii Sejmu wynika, że licznik służbowej toyoty byłego wicepremiera w okresie od 26 lipca do 31 sierpnia, czyli w wakacyjnej przerwie między obradami Sejmu, wybił 10 tys. 031 km. I były to kursy wyłącznie poza stolicą. Z informacji "SE" wynika, że podróżował z rodziną m.in. po Podkarpaciu, był także w Austrii i Niemczech. W sierpniu odwiedzał też swoją matkę Jadwigę Gosiewską (70 l.) nad morzem w Darłowie.
Gazeta przypomina, że m.in. w marcu przyłapała żonę b. wicepremiera Beatę Gosiewską (39 l.), jak służbowym samochodem męża z kierowcą odwozi dzieci na zajęcia z judo i jedzie na zakupy. A ostatnio, jak polityk zawoził sejmową limuzyną swoje pociechy do szkoły. Na nasze apele o zwrot pieniędzy za te kursy szef klubu PiS w ogóle nie zareagował.
Szefowie pozostałych trzech klubów w Sejmie przejechali łącznie 145 tys. kilometrów - czyli średnio po ok. 50 tys. km na głowę - ujawnia gazeta.