Przez lata wysoki urzędnik zatrudniony w estońskim rządzie przekazywał Rosjanom największe tajemnice NATO i Unii Europejskiej. Sprawa to katastrofa dla Brukseli, pisze „Der Speigel”.
Zakres estońskich przecieków jest tak duży, że sprawę okrzyknięto największym skandalem szpiegowskim od zakończenia zimnej wojny.
Sposób przekazywania informacji wyglądał jak żywcem przeniesiony z czasów zimnej wojny, pisze „Der Speigel". 61-letni Herman Simm używał do tego celu radia, które wyglądało jak relikt z przeszłości. „Jednak nie było nic staromodnego w tym, co ten wysoki urzędnik w estońskim Ministerstwie Obrony przekazywał Moskwie. Były to najświeższe informacje wywiadowcze", podkreśla gazeta. Simma i jego żonę Heete aresztowano w Talinie we wrześniu, jednak dopiero teraz sprawa wyszła na jaw. Simm miał dostęp do prawie wszystkich pilnie strzeżonych dokumentów, które były w wewnętrznym obiegu Unii Europejskiej i NATO i niemal wszystkie trafiły do rosyjskich służb wywiadowczych. Wśród nich były analizy NATO dotyczące kryzysu w Kosowie, wojny w Gruzji, a nawet programu obrony przeciwrakietowej. Zdaniem śledczych Simm był „grubą rybą”, pisze gazeta.
Grupy ekspertów z Unii i NATO pojechały do Tallina by zbadać zakres „katastrofy wywiadowczej". Śledztwu przewodzi Urząd ds. Bezpieczeństwa przy NATO kierowany przez amerykańskiego urzędnika.
Simm nawiązał kontakt z rosyjskim wywiadem już pod koniec lat 80. Wówczas było już niemal pewne, że Związek Radziecki straci republiki nadbałtyckie i dlatego bardzo zależało Sowietom na zabezpieczeniu wpływów. Kiedy zaczęto prowadzić negocjacje w sprawie członkostwa Estonii w NATO, rosyjski rząd zwerbował Estończyka.
Simm szybko awansował i w 1994 roku został estońskim szefem policji. Następnie przeniesiono go do Ministerstwa Obrony, gdzie odpowiadał za tajną koordynację między NATO i Unią Europejską. Po włączeniu Tallina do struktur Paktu, Simm stał się niezwykle cenny dla Moskwy. Nie wiadomo na razie czy głównym motywem działania były względy finansowe, ani czy Simm pracował sam.
„Musimy zakładać", powiedział urzędnik z Brukseli, „że rosyjski aparat wywiadowczy utrzymuje kilku Simmów na terenie republik nadbałtyckich."
im
Sposób przekazywania informacji wyglądał jak żywcem przeniesiony z czasów zimnej wojny, pisze „Der Speigel". 61-letni Herman Simm używał do tego celu radia, które wyglądało jak relikt z przeszłości. „Jednak nie było nic staromodnego w tym, co ten wysoki urzędnik w estońskim Ministerstwie Obrony przekazywał Moskwie. Były to najświeższe informacje wywiadowcze", podkreśla gazeta. Simma i jego żonę Heete aresztowano w Talinie we wrześniu, jednak dopiero teraz sprawa wyszła na jaw. Simm miał dostęp do prawie wszystkich pilnie strzeżonych dokumentów, które były w wewnętrznym obiegu Unii Europejskiej i NATO i niemal wszystkie trafiły do rosyjskich służb wywiadowczych. Wśród nich były analizy NATO dotyczące kryzysu w Kosowie, wojny w Gruzji, a nawet programu obrony przeciwrakietowej. Zdaniem śledczych Simm był „grubą rybą”, pisze gazeta.
Grupy ekspertów z Unii i NATO pojechały do Tallina by zbadać zakres „katastrofy wywiadowczej". Śledztwu przewodzi Urząd ds. Bezpieczeństwa przy NATO kierowany przez amerykańskiego urzędnika.
Simm nawiązał kontakt z rosyjskim wywiadem już pod koniec lat 80. Wówczas było już niemal pewne, że Związek Radziecki straci republiki nadbałtyckie i dlatego bardzo zależało Sowietom na zabezpieczeniu wpływów. Kiedy zaczęto prowadzić negocjacje w sprawie członkostwa Estonii w NATO, rosyjski rząd zwerbował Estończyka.
Simm szybko awansował i w 1994 roku został estońskim szefem policji. Następnie przeniesiono go do Ministerstwa Obrony, gdzie odpowiadał za tajną koordynację między NATO i Unią Europejską. Po włączeniu Tallina do struktur Paktu, Simm stał się niezwykle cenny dla Moskwy. Nie wiadomo na razie czy głównym motywem działania były względy finansowe, ani czy Simm pracował sam.
„Musimy zakładać", powiedział urzędnik z Brukseli, „że rosyjski aparat wywiadowczy utrzymuje kilku Simmów na terenie republik nadbałtyckich."
im