Wenecja w wodzie „po szyję”, politycy się spierają

Wenecja w wodzie „po szyję”, politycy się spierają

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podczas gdy Wenecja stoi w wodzie „po szyję” miejscowe władze oraz politycy w Rzymie wciąż dyskutują na temat planu ratowania miasta, pisze włoska prasa.
Czas płynie, woda również - podkreśla się w gazetach - ale wciąż brakuje zgody co do już zainaugurowanego i zablokowanego projektu wielkiej inwestycji o nazwie Mose. Zakłada on budowę systemu śluz i różnego rodzaju ruchomych barier na dnie morza.

W poniedziałek doszło w Wenecji do pierwszej od 22 lat wyjątkowo dotkliwej powodzi. Pod wodą znalazło się 15 procent ulic i placów. Na Placu świętego Marka stało 80 centymetrów wody, zalana została między innymi krypta bazyliki i piwnice wielu budynków.

Nowoczesny projekt uratowania miasta przed jego zatopieniem to wielkie przedsięwzięcie, zaaprobowane już kilka lat temu przez rząd i szacowane na kilka miliardów euro.

Jego przeciwnicy argumentują, że plan ten to istna fantastyka naukowa. Zwolennicy twierdzą zaś, że kolejne odwlekanie realizacji tylko szkodzi Wenecji, w której poziom wody podnosi się regularnie co rok. W rezultacie miasto coraz bardziej pustoszeje; w ostatnich latach opuściły je tysiące mieszkańców.

Wściekłość z powodu blokowania inwestycji wyraził pochodzący z Wenecji minister administracji publicznej Renato Brunetta, który w emocjonalnym liście, opublikowanym we wtorek na łamach „Corriere della Sera" podkreślił, że rozpoczęte w 2003 roku i doprowadzone do połowy prace zostały zahamowane między innymi dlatego, by nie „przeszkadzać” dzikiemu ptactwu w tamtych stronach.

„Być może hałas z budowy przeszkadza rozmnażać się dzikiemu ptactwu, chronionemu przez Unię Europejską, ale kto ma bronić wenecjan?", zapytał w swym liście Brunetta.

Zapewnił, że obecny rząd zrobi wszystko, co w jego mocy, by kontynuować inwestycję.

pap