W Strefie Gazy troczy się nie tylko krwawa wojna na pociski i rakiety między Izraelem i Hamasem. Trwa tam również desperacka wojna propagandowa, pisze „Times”.
W ciągu kilku godzin po rozpoczęciu ofensywy w Strefie Gazy przez Izrael, lobbyści, spin-doktorzy i eksperci od public relations zostali zmobilizowani do zażegnania krytycznej reakcji na całym świecie.
„Problem polega na tym, że liczby nie są zbyt korzystne", powiedział jeden z proizraelskich lobbystów, komentując ogromne rozbieżności między liczbą ofiar po obu stronach: 360 zabitych Palestyńczyków versus 4 Izraelczyków.
Hamas, którego liderzy zostali zepchnięci przez Izrael do podziemia, polega na szokujących zdjęciach ofiar cywilnych w Gazie w zdobywaniu poparcia, jak również na wściekłości Arabów i duchownych zagrzewających do walki.
Z kolei Izrael, pomny katastrofy wizerunkowej 34-dniowej ofensywy w czasie wojny libańskiej z 2006 roku, powziął kroki by uniknąć ponownej wpadki, pisze dziennik.
Izraelczycy zabronili zagranicznym dziennikarzom wstępu na teren Strefy Gazy, ograniczając w ten sposób przekazy telewizyjne ze strony palestyńskiej, co wywołało sprzeciw organizacji zrzeszającej zagranicznych dziennikarzy. Wystosowała ona list do Sądu Najwyższego, protestując przeciwko „niespotykanemu ograniczeniu wolności słowa".
Ograniczając dostęp zagranicznych mediów do strefy walki, Izrael rozpoczął intensywną ofensywę propagandową, mającą na celu przedstawienie światu wersji wydarzeń widzianej z jego perspektywy. Armia izraelska pokazała w serwisie YouTube przebieg ataku lotniczego na bojowników Hamasu, ładujących rakiety na ciężarówkę. Kolejnym obszarem wojny propagandowej są blogi. „Najważniejsze to dotrzeć z prawdą", powiedział major Avital Leibovich, rzecznik armii izraelskiej.
Izrael za wszelką cenę chce zniszczyć Hamas, zanim opinia światowa zmusi go do zatrzymania niszczycielskich ataków na jeden z najgęściej zaludnionych obszarów na ziemi.
Zdaniem pułkownika Uri Dromi, byłego doradcy rządowego, kluczem do sukcesu izraelskiej ofensywy było wybranie odpowiedniego momentu do ataku. „Termin został wybrany doskonale. Nikogo tam nie było. Obama był na Hawajach. Bush był w Teksasie. Condoleezzy Rice też nie było. Był stan zawieszenia. To był doskonały moment dla Izraela by zrobić coś, co naszym zdaniem jest usprawiedliwione, ale zawsze będzie się spotykać ze sprzeciwem."
Dromi przyznał, że administracja może mieć problemy z pozyskaniem poparcia, jeżeli do mediów będą przedostawać się przekazy pokazujące cierpienia mieszkańców Strefy Gazy: „Jeśli widzimy palestyńskiego dzieciaka naprzeciwko izraelskiego czołgu, jak wytłumaczyć, że to czołg jest tak naprawdę Davidem, a dziecko Goliatem?". To dlatego telewizja nas zabija, dodał.
„Problem polega na tym, że liczby nie są zbyt korzystne", powiedział jeden z proizraelskich lobbystów, komentując ogromne rozbieżności między liczbą ofiar po obu stronach: 360 zabitych Palestyńczyków versus 4 Izraelczyków.
Hamas, którego liderzy zostali zepchnięci przez Izrael do podziemia, polega na szokujących zdjęciach ofiar cywilnych w Gazie w zdobywaniu poparcia, jak również na wściekłości Arabów i duchownych zagrzewających do walki.
Z kolei Izrael, pomny katastrofy wizerunkowej 34-dniowej ofensywy w czasie wojny libańskiej z 2006 roku, powziął kroki by uniknąć ponownej wpadki, pisze dziennik.
Izraelczycy zabronili zagranicznym dziennikarzom wstępu na teren Strefy Gazy, ograniczając w ten sposób przekazy telewizyjne ze strony palestyńskiej, co wywołało sprzeciw organizacji zrzeszającej zagranicznych dziennikarzy. Wystosowała ona list do Sądu Najwyższego, protestując przeciwko „niespotykanemu ograniczeniu wolności słowa".
Ograniczając dostęp zagranicznych mediów do strefy walki, Izrael rozpoczął intensywną ofensywę propagandową, mającą na celu przedstawienie światu wersji wydarzeń widzianej z jego perspektywy. Armia izraelska pokazała w serwisie YouTube przebieg ataku lotniczego na bojowników Hamasu, ładujących rakiety na ciężarówkę. Kolejnym obszarem wojny propagandowej są blogi. „Najważniejsze to dotrzeć z prawdą", powiedział major Avital Leibovich, rzecznik armii izraelskiej.
Izrael za wszelką cenę chce zniszczyć Hamas, zanim opinia światowa zmusi go do zatrzymania niszczycielskich ataków na jeden z najgęściej zaludnionych obszarów na ziemi.
Zdaniem pułkownika Uri Dromi, byłego doradcy rządowego, kluczem do sukcesu izraelskiej ofensywy było wybranie odpowiedniego momentu do ataku. „Termin został wybrany doskonale. Nikogo tam nie było. Obama był na Hawajach. Bush był w Teksasie. Condoleezzy Rice też nie było. Był stan zawieszenia. To był doskonały moment dla Izraela by zrobić coś, co naszym zdaniem jest usprawiedliwione, ale zawsze będzie się spotykać ze sprzeciwem."
Dromi przyznał, że administracja może mieć problemy z pozyskaniem poparcia, jeżeli do mediów będą przedostawać się przekazy pokazujące cierpienia mieszkańców Strefy Gazy: „Jeśli widzimy palestyńskiego dzieciaka naprzeciwko izraelskiego czołgu, jak wytłumaczyć, że to czołg jest tak naprawdę Davidem, a dziecko Goliatem?". To dlatego telewizja nas zabija, dodał.