Nowi członkowie przystąpili do Unii Europejskiej z nierealistycznymi oczekiwaniami co do poprawy swej sytuacji ekonomicznej, a kryzys uwydatnił fakt, że oczekują od Zachodu więcej, niż ten chce im dać – pisze „Times”, oceniając, że mimo wszystko należy im pomóc.
Według komentatorki Bronwen Maddox w Unii zarysował się nieprzyjemny podział na strych i nowych członków, a kryzys wymusza na zachodniej Europie pomoc uboższym państwom.
W przypadku byłych państw komunistycznych, przystępujących do „luźnego, wielkiego klubu, którego tylko połowa członków była w jakimkolwiek sensie zamożna, (...) magiczna transformacja nigdy miała się nie zdarzyć" – pisze „Times”.
Jak podkreśla, przywódcy starych państw unijnych oczywiście nigdy nie chcieli przyznać, że nadzieje nowszych członków nie zostaną spełnione, by nie narażać się na opinię, że skazują ich na pozostanie „Europą drugiej kategorii". Lecz nie chcieli też wyjaśnić wyborcom, jak wysoki może być rachunek i jakie środki mogą odpływać z ich krajów.
„Decyzja Unii o przyjęciu pięć lat temu byłych państw komunistycznych, a także Cypru i Malty, była jednym z jej najbardziej szczodrych gestów. Lecz idealizm przyćmił trudności, zwłaszcza w dziedzinie ekonomicznej" – zauważa „Times”. Dodaje, że nawet przed kryzysem unijny rachunek za pomoc tym krajom był wysoki.
Dziennik powołuje się na lutowy raport Komisji Europejskiej podsumowujący pięć lat rozszerzenia, w którym napisano, że w 2007 roku nowe kraje otrzymały jedną piątą z 99 miliardów euro wypłacanych przez Unię krajom członkowskim, a kwota dla nich ma wzrosnąć nawet o 35 proc. w latach 2007-2013.
Tymczasem raport Komisji – jak zaznacza „Times" – „beztrosko” ocenia, że suma ta nie może być „postrzegana jako ciężar nie do zniesienia” dla starych członków, ponieważ stanowi jedynie 0,2 proc. ich PKB. Dziennik przypomina, że starzy członkowie mogą odbierać to inaczej, a na wydobycie Wschodu z kryzysu potrzeba będzie nawet większych nakładów.
Pomocy trzeba udzielić, ale należy unikać „beztroskiego tonu", w jakim Komisja Europejska sformułowała swoją ocenę rozszerzenia, czyniąc temat tabu z każdej sugestii, że mogło być ono „ryzykowne, drogie lub nadmiernie optymistyczne” - podsumowuje Bronwen Maddox. Dodaje, że mimo to decyzję warto było podjąć.
PAP, im
Jedynym argumentem, jaki obecnie przekona Zachód, że jeszcze bardziej powinien pomagać uboższym krajom, jest perspektywa grożącej w przeciwnym razie niebezpiecznej dezintegracji Europy – pisze „Times", zaznaczając, że pomoc jest konieczna.
Gazeta zwraca uwagę, że nadzieje nowszych państw Unii, które chciały zostać drugą Hiszpanią czy Irlandią, nigdy nie były realistyczne, ponieważ te dwa kraje dołączyły do „klubu kilku bogatych państw".W przypadku byłych państw komunistycznych, przystępujących do „luźnego, wielkiego klubu, którego tylko połowa członków była w jakimkolwiek sensie zamożna, (...) magiczna transformacja nigdy miała się nie zdarzyć" – pisze „Times”.
Jak podkreśla, przywódcy starych państw unijnych oczywiście nigdy nie chcieli przyznać, że nadzieje nowszych członków nie zostaną spełnione, by nie narażać się na opinię, że skazują ich na pozostanie „Europą drugiej kategorii". Lecz nie chcieli też wyjaśnić wyborcom, jak wysoki może być rachunek i jakie środki mogą odpływać z ich krajów.
„Decyzja Unii o przyjęciu pięć lat temu byłych państw komunistycznych, a także Cypru i Malty, była jednym z jej najbardziej szczodrych gestów. Lecz idealizm przyćmił trudności, zwłaszcza w dziedzinie ekonomicznej" – zauważa „Times”. Dodaje, że nawet przed kryzysem unijny rachunek za pomoc tym krajom był wysoki.
Dziennik powołuje się na lutowy raport Komisji Europejskiej podsumowujący pięć lat rozszerzenia, w którym napisano, że w 2007 roku nowe kraje otrzymały jedną piątą z 99 miliardów euro wypłacanych przez Unię krajom członkowskim, a kwota dla nich ma wzrosnąć nawet o 35 proc. w latach 2007-2013.
Tymczasem raport Komisji – jak zaznacza „Times" – „beztrosko” ocenia, że suma ta nie może być „postrzegana jako ciężar nie do zniesienia” dla starych członków, ponieważ stanowi jedynie 0,2 proc. ich PKB. Dziennik przypomina, że starzy członkowie mogą odbierać to inaczej, a na wydobycie Wschodu z kryzysu potrzeba będzie nawet większych nakładów.
Pomocy trzeba udzielić, ale należy unikać „beztroskiego tonu", w jakim Komisja Europejska sformułowała swoją ocenę rozszerzenia, czyniąc temat tabu z każdej sugestii, że mogło być ono „ryzykowne, drogie lub nadmiernie optymistyczne” - podsumowuje Bronwen Maddox. Dodaje, że mimo to decyzję warto było podjąć.
PAP, im