Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk powiedział "GW", że że zapadła decyzja o powołaniu biegłych w tej sprawie i że dostali oni do analizy dokumentację medyczną 52 przypadków wyłowionych przez CBA i prokuraturę.
Mają ocenić m.in. jakie były relacje między szpitalami powiatowymi, skąd przywożono pacjentów, a kliniką MSWiA oraz odpowiedzieć na szereg pytań, m.in. czy w szpitalach, z których pochodzili dawcy, przeprowadzano wszystkie niezbędne badania, czy wykonywano je pod kątem pobrania narządów, czy leczono.
Według prokuratury, mechanizm przestępstwa mógł wyglądać tak: pacjent, który uległ wypadkowi w okolicach Warszawy, trafiał do powiatowego szpitala. Po kilku dniach transportowany był do szpitala MSWiA. Uzasadniano to koniecznością diagnostyki i leczenia na wyższym poziomie. Gdy na Wołoskiej orzekano śmierć mózgową, co jest warunkiem pobrania narządów, z pacjenta człowiek stawał się dawcą. Ponieważ procedury transplantacyjne są drogie, mógł zarabiać na tym szpital i lekarze.
"Informacje o lądowaniu talibów w Klewkach powtarzali politycy, ale wtedy dziennikarze wyśmiali to. Tak samo trzeba potraktować informację o handlu narządami" - komentuje warszawskie śledztwo jeden z transplantologów.