W drogeriach sieci Rossmann młode osoby, które chcą kupić prezerwatywy są proszone o pokazanie dowodu osobistego. Odmawiając sprzedaży nieletnim sprzedawcy powołują się na konwencję o prawach dziecka - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Rzecznik sieci Roman Lewandowski twierdzi, że w sklepach wcale nie ma takiego zakazu. Przyznaje jednak, że dwa lata temu do Rossmanna zaapelowała ówczesna Rzecznik Praw Dziecka Ewa Sowińska, by chroniąc dzieci przed demoralizacją nie sprzedawały im prezerwatyw. Sieć posłuchała.
"Ale chodziło o to, by nie sprzedawać prezerwatyw kilkuletnim dzieciom, a nie nastolatkom" - zastrzega Lewandowski.
Pytany o te sprawę obecny rzecznik Marek Michalak mówi, że w Polsce nie ma przepisu, który zabraniałby nabywania prezerwatyw przez osoby niepełnoletnie. Nie ma również obowiązku okazywania dowodu tożsamości podczas ich kupna.
Teraz sieci wysyła pismo do swoich sklepów, by nie sprzedawać prezerwatyw dzieciom małym, kilkuletnim.
"Ale chodziło o to, by nie sprzedawać prezerwatyw kilkuletnim dzieciom, a nie nastolatkom" - zastrzega Lewandowski.
Pytany o te sprawę obecny rzecznik Marek Michalak mówi, że w Polsce nie ma przepisu, który zabraniałby nabywania prezerwatyw przez osoby niepełnoletnie. Nie ma również obowiązku okazywania dowodu tożsamości podczas ich kupna.
Teraz sieci wysyła pismo do swoich sklepów, by nie sprzedawać prezerwatyw dzieciom małym, kilkuletnim.