Dowództwo wojsk amerykańskich utrzymywało dotąd, że w rezultacie nalotów tylko kilka osób cywilnych - 5 lub 7 - poniosło śmierć. Rząd afgański i przedstawiciele ONZ podają dużo wyższą liczbę - około 90 osób, w tym kobiety i dzieci. Na początku września w mediach pojawiły się zdjęcia ofiar ataku, m.in. niemowląt, zrobione telefonami komórkowymi.
Prowadzący dochodzenie generał Michael W. Callan ustalił, że w nalotach zginęło nieco ponad 30 osób, w tym kobiety i dzieci. Jest to dużo więcej niż początkowo podawano, ale znacznie mniej niż twierdzi rząd w Kabulu i ONZ. Zginęło też w nalocie około 20 bojowników islamskich walczących z siłami USA i NATO.
W raporcie generała Callana podkreśla się nadal, że zbombardowana wioska afgańska była uzasadnionym celem ataku, gdyż ukrywali się tam terroryści. Raport nie obwinia też nikogo za ofiary wśród ludności cywilnej. Jak pisze "New York Times", zaostrzy to prawdopodobnie napięcia między Waszyngtonem a rządem prezydenta Hamida Karzaja w Kabulu.
W amerykańskiej kampanii prezydenckiej kandydat republikański John McCain i kandydatka na wiceprezydenta Sarah Palin zarzucili demokratycznemu kandydatowi Barackowi Obamie, że w jednym z przemówień wspomniał o cywilnych ofiarach w Iraku i Afganistanie.
Palin sugerowała, że to wyraz wątpliwego patriotyzmu Obamy, a McCain powiedział, że stwierdzenia o zabijaniu cywilów "to nieprawda".
ND, PAP