Powiedział o tym w wystąpieniu telewizyjnym transmitowanym przez ukraińskie stacje telewizyjne, nie podając jednak daty wcześniejszych wyborów. Nie ogłosił także dekretu w tej sprawie.
W chwili emisji przemówienia Juszczenki nie było w kraju. Przebywa on z dwudniową wizytą we Włoszech. Służby prasowe szefa państwa poinformowały o orędziu prezydenckim z zaledwie godzinnym wyprzedzeniem.
Juszczenko wytłumaczył w nim, że decyzja o rozwiązaniu Rady Najwyższej zapadła dlatego, że w ciągu 35 dni od rozpadu poprzedniej koalicji deputowani nie zaproponowali żadnego nowego sojuszu.
"W tej sytuacji powinien wypowiedzieć się ukraiński naród" - oznajmił Juszczenko.
Prezydent ponownie zarzucił Blokowi premier Julii Tymoszenko (BJuT), że wchodząc na początku września w "zmowę" z prorosyjską opozycją, Partią Regionów Ukrainy i komunistami, dopuścił się "próby demontażu Ukrainy".
2 września BJuT i opozycja przegłosowały ograniczenie kompetencji prezydenta i uprościły procedurę jego impeachmentu. Następstwem był rozpad prozachodniej koalicji BJuT z prezydenckim blokiem Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona (NU-LS).
"Demokratyczna koalicja rozpadła się przez ambicje jednej osoby, jej żądzę władzy, w rezultacie zwycięstwa interesów osobistych nad narodowymi. (...) Blok Julii Tymoszenko stał się zakładnikiem swych liderów" - podkreślił Juszczenko w orędziu do narodu.
Tymczasem, jak oceniali we wrześniu znawcy ukraińskiej sceny politycznej, działania Tymoszenko były podyktowane chęcią zemsty za oskarżenie jej o zdradę stanu. Otoczenie prezydenta wysunęło je w sierpniu, podczas konfliktu między Gruzją a Rosją. Juszczenko, który poparł wówczas Gruzinów, chciał, by podobnie postąpiła szefowa rządu, ta jednak milczała.
Kancelaria prezydencka orzekła wtedy, że Tymoszenko nie chce drażnić Rosji, oczekując na poparcie jej kandydatury w wyborach prezydenckich za półtora roku. Ogłoszono nawet, że Moskwa wydzieliła na kampanię prezydencką obecnej premier "blisko 1 mld dolarów".
Po wrześniowym rozpadzie koalicji ukraińskie siły polityczne zaczęły prowadzić rozmowy o nowym układzie parlamentarnym. Toczyły się one między wszystkimi partiami, jednak nie dały żadnych rezultatów. Na dodatek badania opinii publicznej wskazywały, że Ukraińcy niechętnie odnoszą się do drugich w ciągu roku przyspieszonych wyborów, krytykując przy tym swary w obozie sojuszników z czasów pomarańczowej rewolucji w 2004 r.
BJuT i NU-LS podjęły w tej sytuacji rozmowy o odnowieniu koalicji: Tymoszenko oświadczyła, że w sprawie Gruzji popiera stanowisko Unii Europejskiej, a jej deputowani wraz z posłami bloku prezydenckiego anulowali ustawy skierowane przeciwko Juszczence.
W odpowiedzi prezydent oświadczył, że nie wierzy w szczerość intencji pani premier. Powtarzał, że jeśli weszła w sojusz z prorosyjską opozycją, powinna stworzyć z nią wspólną koalicję.
Mówił o tym także we wtorek, gdy ogłaszał konsultacje z szefami klubów parlamentarnych, zgodnie z konstytucją poprzedzające rozwiązanie izby. W środę, podczas tych konsultacji, koalicji BJuT z Partią Regionów wciąż nie było. Juszczenko zwrócił się wówczas od deputowanych, by wydzielili z budżetu środki na wcześniejsze wybory i uchwalili ustawy uniemożliwiające późniejsze zaskarżenie wyników wyborów w sądach. Prośba ta została zignorowana.
Ukraińscy komentatorzy oceniają, że nowe wybory nie doprowadzą do znaczącej zmiany składu parlamentu. Ich zdaniem prezydent dąży do nich, chcąc odsunąć od władzy premier Tymoszenko.
Juszczenko, który cieszy się zdecydowanie mniejszą popularnością od szefowej rządu, traktuje ją jako główną rywalkę w walce o swą drugą kadencję w wyborach prezydenckich za półtora roku.
ND, PAP