Na apel związków zawodowych Grecy zaprotestowali przeciwko rosnącym cenom i rządowemu programowi oszczędnościowemu, w tym reformie systemu emerytalnego i planom prywatyzacji państwowych linii lotniczych Olympic Airlines.
Na ulice greckich miast wyszły tysiące ludzi. W Atenach policja gazem łzawiącym rozproszyła grupki rzucającej kamieniami zakapturzonej młodzieży. W obawie przed stratami właściciele sklepów w centrum stolicy zabili witryny deskami.
Strajki zorganizowano pod hasłem "Dość". Grecka opinia publiczna z trudem może się dowiadywać o przebiegu protestów, ponieważ - za sprawą udziału dziennikarzy w strajku - radio i telewizja nie nadają wiadomości.
"Protestujemy, ponieważ oni nas nie słuchają. Rząd daje gwarancje bankom, lecz obniża moją pensję" - powiedziała 45-letnia kelnerka Kyriaki Tassioula.
Na lotniskach odwołano ponad 200 lotów krajowych i zagranicznych. Z powodu strajku kontrolerów ruchu lotniczego od godz. 11.00 do 15.00 grecki obszar powietrzny został całkowicie zamknięty. Linie lotnicze dokładały wszelkich starań, by jeszcze w poniedziałek poinformować pasażerów o przewidywanych zmianach w rozkładach lotów.
Strajkują załogi promów, co oznacza, że wiele wysp greckich jest odciętych od świata. Nie kursują pociągi, strajkuje personel transportu miejskiego w Atenach.
Protestują pracownicy banków, urzędnicy, prawnicy, lekarze udzielają pomocy tylko w nagłych wypadkach.
Strajk, ogłoszony przez dwie największe centrale związkowe GSEE i ADEDY, ma potrwać 24 godziny.
Grecja zaczyna odczuwać spowolnienie światowej gospodarki. Minister finansów Jeorios Alogoskufis powiedział, że władze są gotowe przeznaczyć 28 mld euro na wsparcie banków.
Premier Kostas Karamanlis obiecał pracownikom sektora publicznego osłony w związku ze wzrostem cen i rekompensaty pracownikom prywatyzowanych firm.
"Ten strajk to jedynie początek. Nie chcemy kolejnych ofiar. Wystarczy. Należy skończyć z tą polityką" - powiedział wiceprzewodniczący ADEDY, Kostas Panantoniu.ND, PAP, ke