Przywódca opozycyjnej Zjednoczonej Koalicji Lewan Gaczecziładze ogłosił "nową falę protestów" począwszy od 7 listopada, czyli dokładnie w rocznicę wysłania przez rząd policji do rozpędzenia opozycyjnego protestu przeciwko "autokratycznym rządom" Saakaszwilego.
Agencja Reutera przypomina, że Zachód, popierający Saakaszwilego, był wtedy zaszokowany akcją policji i zamknięciem opozycyjnej stacji telewizyjnej Imedi.
Obecnie prezydent Gruzji jest krytykowany za sierpniową wojnę z Rosją; zarzuca mu się, że poprowadził kraj do batalii, która była nie do wygrania, podejmując próbę odzyskania kontroli nad Osetią Południową.
"Wielu ludzi przyjdzie na wiec (opozycyjny), ponieważ od zeszłorocznego 7 listopada Saakaszwili ukradł wybory i stracił nasze terytoria" - powiedział Gaczechiladze Reuterowi.
W wyborach z 21 maja Zjednoczony Ruch Narodowy Saakaszwilego zdobył 119 ze 150 miejsc w parlamencie; opozycja zarzuciła władzom fałszerstwa wyborcze.
Demonstracja 7 listopada ma się odbyć przed gmachem parlamentu, gdzie rok temu policja użyła gazu łzawiącego, gumowych pocisków i armatki wodnej, by położyć kres protestom. Dziesiątki ludzi zostało wtedy rannych.
Gaczecziładze podkreśla, że opozycja nie chce destabilizować kraju, więc protest 7 listopada będzie "pokojowy".
ND, PAP