Błysk fleszy. Jeden szczyt, drugi i trzeci. Narady i posiedzenia. Potem oświadczenia i ogłaszanie planów ratunkowych. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że najtęższe umysły na świecie, mężowie stanu i najważniejsi przywódcy rzeczywiście coś robią, żeby zaradzić wielkiemu kryzysowi na świecie.
Niejako w cieniu tego wyjątkowo niekonstruktywnego show ukazał się raport ONZ o tym, jak rzeczywiście można by pomóc najbiedniejszym mieszkańcom Ziemi, co przełożyłoby się na walkę z biedą ale także na nasz, zachodni kryzys finansowy. Problem w tym, że żaden ze światowych liderów o proponowanym przez ONZ rozwiązaniu się nie zająknął. Powód? Temat jest zbyt krępujący.
Otóż ONZ ustaliła, że ponad jedna trzecia ludzkości korzysta z latryn, które nie zabezpieczają przed zarażeniem chorobami roznoszonymi przez kontakt z fekaliami. Efekt jest taki, że choroby, którym towarzyszy biegunka zabijają co roku 1,8 miliona osób. Najwyższą cenę płacą dzieci - codziennie umiera ich przeszło pięć tysięcy.
Mogłaby to być kolejna smutna statystyka - w końcu ludzie umierają również na cholerę (jej epidemia właśnie zaczęła się w Zimbabwe), na AIDS (ta epidemia ogarnęła już cały świat) czy z głodu albo od klęsk żywiołowych. ONZ w swoim raporcie nie ogranicza się jednak tylko do smutnej statystyki śmiertelności. Jej eksperci wyliczyli, że 1,2 miliarda ludzi na świecie spędza codziennie przeciętnie pół godziny czekając w kolejce do tzw. przybytków publicznych lub szukając odizolowanego miejsca do załatwienia potrzeby fizjologicznej. W sumie daje to dwa dni robocze miesięcznie.
Wybudowanie latryn dla 1,2 miliarda ludzi - jak wyliczyła ONZ - kosztowałoby zaledwie 38 miliardów dolarów. Ale na każdy wydany dolar aż dziewięć wróciłoby do gospodarki w postaci zwiększonej produktywności. Realizacja tego celu przełożyłaby się między innymi co roku na około 3,2 miliarda dodatkowych przepracowanych dni. A to skutecznie rozwiązałoby problem biedy w państwach najuboższych. Rozwiązanie leży więc pod ręką, tylko kto odważy się choćby zacząć rozmowę na ten śmierdzący temat?
Otóż ONZ ustaliła, że ponad jedna trzecia ludzkości korzysta z latryn, które nie zabezpieczają przed zarażeniem chorobami roznoszonymi przez kontakt z fekaliami. Efekt jest taki, że choroby, którym towarzyszy biegunka zabijają co roku 1,8 miliona osób. Najwyższą cenę płacą dzieci - codziennie umiera ich przeszło pięć tysięcy.
Mogłaby to być kolejna smutna statystyka - w końcu ludzie umierają również na cholerę (jej epidemia właśnie zaczęła się w Zimbabwe), na AIDS (ta epidemia ogarnęła już cały świat) czy z głodu albo od klęsk żywiołowych. ONZ w swoim raporcie nie ogranicza się jednak tylko do smutnej statystyki śmiertelności. Jej eksperci wyliczyli, że 1,2 miliarda ludzi na świecie spędza codziennie przeciętnie pół godziny czekając w kolejce do tzw. przybytków publicznych lub szukając odizolowanego miejsca do załatwienia potrzeby fizjologicznej. W sumie daje to dwa dni robocze miesięcznie.
Wybudowanie latryn dla 1,2 miliarda ludzi - jak wyliczyła ONZ - kosztowałoby zaledwie 38 miliardów dolarów. Ale na każdy wydany dolar aż dziewięć wróciłoby do gospodarki w postaci zwiększonej produktywności. Realizacja tego celu przełożyłaby się między innymi co roku na około 3,2 miliarda dodatkowych przepracowanych dni. A to skutecznie rozwiązałoby problem biedy w państwach najuboższych. Rozwiązanie leży więc pod ręką, tylko kto odważy się choćby zacząć rozmowę na ten śmierdzący temat?