Ataki terrorystyczne w Bombaju, w których zginęło co najmniej 140 osób, przyciągnęły na kilkadziesiąt godzin uwagę mediów całego świata. W tym samym czasie, gdy w indyjskich hotelach rozgrywał się horror, tysiące ludzi ginęły w innych wojnach i aktach agresji: w Czeczenii (z rąk armii rosyjskiej) w Darfurze (z rąk armii sudańskiej) w Czadzie, Ruandzie, Kongo i dziesiątkach innych miejsc.
W wielu innych zakątkach, tysiące dzieci i dorosłych umierają z głodu, wskutek chorób zakaźnych, AIDS, itp. W państwach afrykańskich kwitnie handel ludźmi, w najbardziej ortodoksyjnych krajach islamskich (jak choćby wspomniany Sudan) mordowani są chrześcijanie w innych ofiarami są wyznawcy innych religii. Ale na próżno by szukać informacji na ten temat w stacjach telewizyjnych. Te tragedie nie są konkurencją dla spektakularnych zamachów w Bombaju.
Dlaczego tak jest? Ofiarą terrorystów padają bogaci turyści, obywatele krajów zachodnich, których mieszkańcy codziennie oglądają kanały informacyjne. Ci ludzie korzystają z produktów reklamowanych na antenach stacji komercyjnych, wyjeżdżają na drogie wczasy do miejsc, które zaczęli atakować terroryści. O losy tych ludzi upominają się dziennikarze i najważniejsze światowe media.
To smutne, ale los dzieci ginących na wojnach w Afryce nie da się przełożyć na zyski z reklam. Media podzieliły ofiary terrorystów i wojen na lepsze i gorsze. Te ostatnie giną masowo i zasługują co najwyżej na tzw. „setkę" (czyli krótki materiał) w telewizji lub niewielką wzmiankę na ostatnich stronach gazet.
Dlaczego tak jest? Ofiarą terrorystów padają bogaci turyści, obywatele krajów zachodnich, których mieszkańcy codziennie oglądają kanały informacyjne. Ci ludzie korzystają z produktów reklamowanych na antenach stacji komercyjnych, wyjeżdżają na drogie wczasy do miejsc, które zaczęli atakować terroryści. O losy tych ludzi upominają się dziennikarze i najważniejsze światowe media.
To smutne, ale los dzieci ginących na wojnach w Afryce nie da się przełożyć na zyski z reklam. Media podzieliły ofiary terrorystów i wojen na lepsze i gorsze. Te ostatnie giną masowo i zasługują co najwyżej na tzw. „setkę" (czyli krótki materiał) w telewizji lub niewielką wzmiankę na ostatnich stronach gazet.