"Istniała jasna polityczna wytyczna, że Niemcy nie biorą udziału w tej wojnie (...) Nie mam powodów zakładać, że BND świadomie bądź nieświadomie złamała tę wytyczną" - powiedział Steinmeier podczas przesłuchania przed komisją śledczą Bundestagu, która bada kulisy współpracy BND z amerykańskimi służbami przed wojną w Iraku i w jej trakcie.
W 2003 roku Steinmeier był szefem Urzędu Kanclerskiego i koordynatorem ds. służb specjalnych. Według doniesień mediów i wypowiedzi niektórych amerykańskich wojskowych informacje przekazywane przez rezydujących w Bagdadzie agentów BND były bardzo wartościowe i pomocne w planowaniu inwazji. Oznaczałoby to, że Niemcy, które pod rządami SPD i Zielonych ostro sprzeciwiały się wojnie, pośrednio brały w niej udział.
Jednak według Steinmeiera "naiwnością" są tezy, jakoby "najnowocześniejsza machina wojskowa świata", dysponująca technicznymi i środkami rozpoznania i siatką irackich informatorów, była "uzależniona od dwóch ludzi (agentów BND), którzy mieli kwaterę w piwnicy francuskiej ambasady w Bagdadzie" i poruszali się samochodem z oznaczeniami dyplomatycznymi. "Śmieszne są oceny, jakoby mogli oni w decydujący sposób wpłynąć na bieg wydarzeń" - ocenił.
Szef MSZ tłumaczył, że decyzję o utrzymywaniu dwóch agentów w Bagdadzie od 14 lutego do 3 maja 2003 roku (czyli przed wojną i w jej trakcie) podjęto po to, by Niemcy nie były uzależnione od "informacji z drugiej ręki". Wytyczne wykluczały wspieranie działań operacyjnych sił USA. Dopuszczalna była jednak - jak powiedział - taka pomoc, która mogła zapobiec omyłkowym atakom na cele chronione przez prawo wojenne czy budynki ambasad.
Gdyby faktycznie Niemcy, wbrew oficjalnej linii rządu Gerharda Schroedera, po cichu wspieraly atak USA na Irak i tym samym wzięły udział w wojnie, to jak wytłumaczyć "głęboką i odczuwalną miejscami do dziś irytację Amerykanów" niemieckim sprzeciwem wobec wojny w Iraku - pytał Steinmeier.
"Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że (obecne zarzuty) mają wyrównać stare rachunki i przesunąć odpowiedzialność za wojnę. Najwyraźniej Niemcy mają być obarczone współodpowiedzialnością za błędy tej wojny" - ocenił.
Zdaniem polityka mało wiarygodne są doniesienia tygodnika "Der Spiegel", który w miniony weekend opublikował rozmowę z emerytowanym generałem USA Jamesem Marksem. Kierował on w 2003 roku sztabem rozpoznawczym armii (czyli wojsk lądowych) USA.
Marks twierdzi, że inwazja na Irak została przyspieszona w rezultacie nadesłanej 25 lutego przez agentów BND informacji, iż na rozkaz Saddama Husajna wojsko zaczęło palić znaczne ilości ropy w rafinerii Dora. Gdy amerykańskie samoloty bezzałogowe potwierdziły wystąpienie pożarów na irackich polach wydobywczych, podjęto decyzję o ataku, by zapobiec dalszemu niszczeniu irackiej infrastruktury naftowej.
W rewelacje "Spiegla" powątpiewa również były minister spraw zagranicznych Joschka Fischer, który zeznawał w czwartek przed komisją bezpośrednio przed przesłuchaniem Steinmeiera. Według Fischera niemieccy agenci rezydowali w Bagdadzie po to, by niemieckie służby "nie były zależne od informacji z drugiej ręki". Tezy, jakoby działania rządu Schroedera były sprzeczne z oficjalnymi deklaracjami, polityk nazwał "zupełna bzdurą".
ND, PAP